„Super Express”: - Jak ze Szwajcarii widać rok Biało-Czerwonych?
Ryszard Komornicki: - Pewnie tak samo jak z Polski. Boleśnie.
- Ponoć trzeba się uczyć na błędach; ma pan wrażenie, że Michał Probierz się uczy?
- W internecie często widzę opinie ekspertów: pana Tomaszewskiego, Hajty, Wichniarka. Wszyscy wiedzą, co trzeba zrobić; oprócz tego, który… najbardziej powinien to wiedzieć. Wiedzieć i widzieć, że ta drużyna nie funkcjonowała tak, jak wyobrażał to sobie Michał Probierz.
- Największy problem mamy chyba z obrońcami?
- Ta drużyna męczy się, grając ustawieniem z trójką stoperów. Przede wszystkim dlatego, że nie mamy w tej chwili trzech odpowiednio szybkich i zwrotnych zawodników do takiej gry. Chcąc grać w ten sposób, nie możesz mieć człapaków, bo rywale będą ci grać prostopadłe piłki za ich plecy! Widzieliśmy to zresztą w naszych meczach.
- Użył pan pojęcia „człapaki” w odniesieniu do naszych stoperów. Ale oni nimi nie przestaną być, nawet jeśli zmienimy sposób gry na czwórkę w obronie…
- Być może więc trzeba szukać ludzi, którzy mają trochę więcej „speedu”. A poza tym w ustawieniu trójką stoperów trudniej o asekurację poczynań partnera, zwłaszcza kiedy nie mamy klasowego defensywnego pomocnika. I robimy w ten sposób rywalom autostradę do naszej bramki środkiem boiska! Gdyby na boisku byli boczni obrońcy, zazwyczaj obdarzeni szybkością, oni – poprzez zejście do środka – stanowiliby asekurację poczynań stoperów. Dziś pastwimy się nad Bednarkiem czy Dawidowiczem, ale być może przy innym systemie gry wystarczyłoby im jakości, by grać w reprezentacji. A jak nie, to selekcjoner musi szukać następców. Na każdą pozycję zresztą.
- No to szuka. I też jest krytykowany za „jednorazowe” powołania: Kowalczyka, Kozubala, Gurgula…
- Jest krytykowany, bo nie powinien wysyłać powołań na zasadzie: „zagrał dobrze w niedzielę, to go w poniedziałek wezmę do kadry”. OK, jeśli po analizie selekcjoner u dwóch-trzech piłkarzy zobaczył ciekawe umiejętności, to niech będzie w swym wyborze konsekwentny. Niech pokaże, że ma pomysł na takiego zawodnika. A on niektórych chłopaków powołuje na jedno zgrupowanie, by przed następnym ich „skasować”.
- Wróćmy do sedna sprawy, czyli systemu gry. Bo Michał Probierz jest konsekwentny i powtarza, że z obranej drogi nie zejdzie. To dobrze?
- Selekcjoner też konsekwentnie podkreśla, że chce, abyśmy grali w piłkę! Zawodnicy też powtarzają: „utrzymujemy się przy piłce, wreszcie nią gramy”.Wie pan, długo już żyję, a jeszcze dłuższą historię ma polski futbol. A dopiero teraz się dowiaduję, że chcemy grać w piłkę. Sensacja! Ale jak patrzę na wynik końcowy polskich meczów, to mam wrażenie, że… trener zapomniał, iż to właśnie on jest najważniejszy. Nawet w turnieju dzikich drużyn! Więc nie chcę już słuchać o tym graniu… A już niedobrze robi mi się na dźwięk słowa „wahadłowy”.
Legendarny obrońca Biało-Czerwonych z niezwykłym spostrzeżeniem na temat Michała Probierza. Tego o selekcjonerze nie powiedział jeszcze nikt!
- Czemu?!
- Bo u nas w roli tych „wahadłowych” ustawia się zawodników typowo ofensywnych, których siła leży w grze do przodu! Zalewski, Frankowski, również Urbański. A ja pytam w ich imieniu: czemu - jako „wahadłowi” - mają biegać więcej od „niewahadłowych”? Oni mają więcej zadatków na skrzydłowych, powinni przede wszystkim „chodzić” do przodu i robić tam przewagę, podejmować pojedynki „jeden na jeden”. Tymczasem wymaga się od nich, by wraz z trójką stoperów i defensywnym pomocnikiem tworzyli szóstkę obronną w linii. A rywalom wystarcza jedna piłka za plecy tej szóstki, by stworzyć sobie okazję. Nie mówiąc już o tym, z umiejętnościami gry obronnej u „wahadłowych” bywa różnie.
- Nicola Zalewski nie zdążył do „swojego” Szkota i w 93. minucie ostatniego meczu Ligi Narodów spadliśmy z Dywizji A.
- No widzi pan. A przecież to nie on powinien walczyć w powietrzu na 5. metrze przed bramką. Tam powinien być prawy obrońca! Taki, który nauczony jest zachowania w takich sytuacjach. Wracając zaś do owej szóstki graczy odpowiedzialnych za defensywę: w ten sposób do kreowania akcji zostaje nam czwórka. Jak tu coś stworzyć we czterech? Teoretycznie na bokach powinni być jeszcze skrzydłowi, ale ich nie ma, bo – zgodnie z założeniami – przed chwilą przebiegli 80 metrów, by bronić własnej bramki. I już nie nadążyli za akcją ofensywną!
- Nie podoba się panu system gry trójką stoperów, jak rozumiem?
- Moim zdaniem najlepsze dla nas byłoby ustawienie 1-4-2-3-1, z dwiema „szóstkami” i dwoma klasycznymi skrzydłowymi, grającymi wysoko, ale też schodzącymi do środka, w kierunku Roberta Lewandowskiego na szpicy. Robiliby w ten sposób miejsce dla bocznych obrońców, włączających się w ofensywę. A w obecnym systemie „Lewy”, Urbański, Zalewski czy Kamiński są na tyle daleko od siebie, że trudno o grę kombinacyjną między nimi. Co najważniejsze zaś: nie widzę automatyzmów w grze ofensywnej naszej drużyny, nie wykorzystujemy przestrzeni za plecami obrońców rywali.
- Ale klasyczni boczni obrońcy, a także owe „szóstki”, to pozycje „deficytowe” w polskiej piłce.
- Naprawdę? Na boku obrony naprawdę nie trzeba wielkich profesorów futbolu. Na prawej stronie postawiłbym na Bartka Bereszyńskiego. A jest jeszcze Matty Cash, prawda?
Niespodziewana wyprawa Michała Probierza. PZPN ujawnił, z kim selekcjoner spotkał się w wolnym czasie
- Ale bez powołań od trenera Probierza.
- No właśnie… Nie wiem, może dlatego, że po amerykańsku nie gada, albo po włosku? (śmiech)
- A na lewą obronę? Kuba Kamiński, który tak ustawiany był na początku sezonu w Wolfsburgu?
- Na przykład. Jak widać, nieprawdą jest to, co mówi selekcjoner: że gramy trójką stoperów, bo nie ma kandydatów na bocznych obrońców. Na „szóstkę” też mogę wskazać kandydata.
- No to proszę wskazać!
- Kamil Piątkowski. I nie chodzi mi o to, że przepiękną bramkę ze Szkotami strzelił, ale o jego parę zagrań w tym meczu, prostopadłych piłek z wykorzystaniem przestrzeni za plecami obrońców przeciwnika. Zamiast ustawiać go w trójce stoperów, może trzeba wykorzystać go właśnie jako defensywnego pomocnika? Bo zadaniem numer jeden selekcjonera nie jest wtłaczanie zawodników w taktykę, którą sobie wymyślił. Wręcz przeciwnie: jego zadaniem jest ustalenie takiej taktyki, która pozwoli jak najlepiej wykorzystać możliwości zawodników. Ego trenera – „ja tak chcę, więc tak mają grać” – nie może być większe od celu, którym zawsze jest zwycięstwo. A ja mam wrażenie, gdy patrzę na „body language” naszych reprezentantów, że oni się męczą, grając według wskazówek selekcjonera. Że nie ma u nich radości grania.
- Ale przecież mówią: „wreszcie gramy piłką”!
- Wie pan, chciałbym moim młodszym kolegom dać jedną radę: jeśli wygrasz mecz, możesz mówić co chcesz i wszyscy będą kiwać głową. Ale jak przegrasz, to nie gadaj za dużo, nie rób sobie zdjęć z przeciwnikiem; podziękuję kibicom i idź do szatni. Niech kibice zobaczą, że jednak cię ta porażka boli. Trochę pokory, a nie bezsensowne - wbrew wynikowi – gadanie. Zresztą kiedy patrzę na odprawy trenera Probierza – a znajduję je czasem w internecie – to tym bardziej nabieram wątpliwości co do tej radości zawodników z gry.
- Dlaczego?
- Kiedy szedłem na klasówkę w szkole i byłem do niej dobrze przygotowany, to nikt mi nie musiał tego uświadamiać. Więc jeżeli piłkarze dobrze się czują z zaleconą taktyką, to chyba nie trzeba im mówić, że dobrze grają w piłkę, tylko muszą w to uwierzyć. Rzecz w tym, że im trudno w to uwierzyć, skoro robisz wszystko tak, jak kazał trener, a wyników nie ma...