Wrzesień to nie był dobry czas dla polskiej kadry. „Biało-czerwoni” po dobrym starcie w eliminacjach EURO 2020 zgubili pierwsze punkty przegrywając 0:2 ze Słowenią i remisując 0:0 z Austrią. - Mieliśmy niezły początek, ale potem agresywnością, zdecydowaniem Słoweńcy nas zdominowali - tłumaczy Bereszyński. - Z Austrią nie byliśmy zadowoleni z jednego punktu, bo chcieliśmy wygrać. Ale kiedy nie da się tego zrobić, gdy czujesz, ze drużyna nie funkcjonuje tak jak powinna, to cenniejsze jest to, żeby nie przegrać. Teraz możemy mówić, że ten punkt jest „słaby”, ale zaraz się może okazać, że jednak będzie kluczowy - zauważa i dodaje: - Austriacy mieli delikatnie psychologiczną przewagę: przyjechali po wysokiej wygranej z Łotyszami, a my przegraliśmy pierwszy mecz, w którym straciliśmy pierwsze bramki w eliminacjach. Skupiliśmy się na tym - może za bardzo - żeby nie stracić gola.
Kadrowicz jest przekonany, że z Łotyszami i Macedończykami drużyna narodowa poprawi nadszarpnięty ostatnio wizerunek. - Głęboko w to wierzę, że styl i akcje ofensywne będą się zazębiać - twierdzi defensor Sampdorii Genua. - Zalążkiem był mecz z Izraelem. Mam nadzieję, że będziemy to kontynuować i tych rozwiązań ofensywnych będzie dużo. Łotysze i Macedończycy będą się odgryzać, bo to my będziemy w ataku pozycyjnym. Będziemy musieli grać szybko, aby sforsować obronę przeciwnika. Mamy piłkarzy, którzy występują w najlepszych klubach. Potencjał naszej drużyny jest bardzo duży. Musimy to przełożyć na reprezentację. To od nas zależy, żeby zadziało się to jak najszybciej i żeby było to już widać w tych dwóch najbliższych meczach.
Bereszyński uważa, że reprezentację Polski stać na dużo więcej niż prezentuje obecnie. - Jeśli się dostaniemy na mistrzostwa, to widzę potencjał w drużynie, że naprawdę możemy powalczyć o najwyższe cele - twierdzi. - Jestem przekonany, że ten cel nie jest tak niewyobrażalnie daleko i tak trudny do zrealizowania, jak my to sobie zakładamy. Bo naprawdę niewiele trzeba, żeby ta drużyna zaczęła funkcjonować, tak jak powinna. Brakuje czasem mądrej decyzji, dobrego podania... Musimy dążyć do tego, abyśmy to my napędzali siebie, a nie przeciwników kontrami. Bo wtedy to rywal czuje się pewniej na boisku. A tak być nie powinno – zwraca uwagę.
Wydawało się, że Bereszyński będzie naturalnym następcą Łukasza Piszczka na prawej obronie kadry. Jednak selekcjoner reprezentacji Polski Jerzy Brzęczek piłkarza Sampdorii wystawia na lewej obronie, a po drugiej stronie występuje Tomasz Kędziora. - Chciałbym grać na prawej stronie obronie, bo tam się czuję najlepiej - stwierdza. - Ustalmy to raz na zawsze: jestem prawy obrońcą. Dla mnie najważniejsze jest dobro drużyny. To decyzja trenera, kto gra na jakiej pozycji. Nie chcę wchodzić w jego kompetencję. Przyjeżdżam, na zgrupowanie grać na każdej pozycji na jakiej wystawi mnie trener. Jak będzie teraz? Nie chcę się bawić w prognozy składu. Życzę sobie, abyśmy te dwa mecze wygrali w super stylu i przekonująco.
Ten sezon zaczął się fatalnie dla Sampdorii Genua. Po siedmiu kolejkach zespół zajmuje ostatnią pozycję w lidze włoskiej. Zanotował jedną wygraną i sześć razy przegrał. Pracę stracił trener Eusebio di Francesco. - Nie ma co mydlić oczu, że jest pięknie i kolorowo - mówi szczerze o sytuacji klubu. - Jesteśmy na ostatnim miejscu. Sytuacja nie jest fajna, ale gorzej być nie może. Mam nadzieję, że od następnego meczu zacznie się zwycięski szlak. Latem mówiono, że nie będę grał w Sampdorii, bo kupiono prawego obrońcę. Tymczasem jeśli chodzi o minuty, jestem zadowolony. Gram w pierwszym składzie. Zawsze widzę winę u sobie. To ja mogłem grać lepiej, mogłem zdobyć dwie bramki, mogłem lepiej pokryć... – komentuje ostatnie wydarzenia we włoskim klubie.
Polecany artykuł: