"Super Express": - Jak w skali od 1 do 10 ocenisz poziom stresu, kiedy wychodziłeś na boisko we Wrocławiu?
Jacek Góralski: - Powiem szczerze, że w ogóle się nie stresowałem. Wyszedłem jak na spotkanie ligowe.
- Naprawdę? Czułeś się tak, jakbyś grał na przykład z Górnikiem Łęczna?
- No nie. Jak się wychodzi na boisko w biało-czerwonej koszulce i słyszy polski hymn, to adrenalina rośnie. Dla mnie to bardzo duże wyróżnienie. Poza tym jak przyjechałem na zgrupowanie i zobaczyłem takich zawodników jak Robert Lewandowski, Wojtek Szczęsny czy Grzesiek Krychowiak, to zrobiło mi się miło, że mogę być częścią tej ekipy. Mówią na mnie jak wszędzie: Góral. Dwa miesiące temu nawet nie myślałem o tym, że mogę zagrać w reprezentacji, miałem trudne chwile, chciałem odejść z klubu. Ale nie chcę już o tym myśleć. Mierzę wyżej i chcę zostać w tej reprezentacji, decyzja należy do trenera Nawałki.
- Grałeś trochę jak bulterier, który wyrywa rywalowi każdą piłkę.
- Chyba to prawda (śmiech). Miałem grać w trójce w środku pola z Grześkiem Krychowiakiem i Krzychem Mączyńskim. Miałem skupić się na odbiorze piłki, no to się skupiłem.
- Nie miałeś problemów z porozumieniem się z kolegami? Grałeś z nimi pierwszy raz.
- W żadnym wypadku, to są klasowi zawodnicy. Krychowiak bardzo dużo mi podpowiadał. Jak ktoś zagrywał mi piłkę, to od razu wiedziałem, co mam z nią zrobić.
- Co zrobisz z debiutancką koszulką?
- Jedną koszulkę oddam tacie, a drugą - dziewczynie. Tata i brat pracują w Anglii, a mama w Luksemburgu, każdy osobno oglądał ten mecz. Tata był na pewno ze mnie bardzo dumny, oglądając spotkanie z kolegami z pracy.
- Podobno Jagiellonia wysłała po ciebie specjalny samolot, abyś szybciej wrócił do Białegostoku. Przez chwilę poczułeś się jak Cristiano Ronaldo?
- Aż tak to nie (śmiech). Rano był lot do Warszawy, tam przesiadka do samolotu szefów Jagiellonii i do domu. Chodzi o to, że w piątek gramy bardzo ważny mecz z Legią. Klub chce, bym szybko wrócił do treningów z zespołem.
- Jaki będzie wynik?
- Wygramy 2:0.