„Super Express”: - Jak twoje początki w TVP? Trudno było przestawić się z roli rzecznika w dyrektora?
Jakub Kwiatkowski: - Ja cały czas powtarzam, że to nie jest dla mnie kompletnie nowa sprawa, bo przecież przed PZPN pracowałem 7 lat w Eurosporcie. Wprawdzie to już było 15 lat temu, ale mimo że telewizja się zmienia, a zwłaszcza konsumpcja treści wideo, bo nie było jeszcze tak internetu rozwiniętego, to jednak pewne zasady są podobne. Jest rynek praw telewizyjnych, oczywiście jest więcej chętnych do kup na tych praw, ale generalnie jest to wszystko podobne, więc dla mnie jest to pewnego rodzaju powrót do przeszłości. Ta adaptacja trwała zatem bardzo krótko.
- Jednocześnie trudno ci się chyba odciąć całkowicie od tego co było wcześniej. Był taki fajny obrazek przed meczem ze Estonią, kiedy wszyscy piłkarze serdecznie się z tobą przywitali.
- Trudno w 11 lat ot tak zapomnieć. To nie jest jak włącznik do światła na ścianie, że wystarczy jedno pstryknięcie i się zapomina. To jednak tyle wspomnień, tyle razem spędzonego czasu, tyle emocji wspólnie przeżytych… Nie było to łatwe, troszeczkę z takim lekkim niepokojem, niepewnością, czekałem na to marcowe zgrupowanie. To było pierwsze zgrupowanie po moim odejściu z PZPN-u, więc spodziewałem się, że będą emocje. Kiedy drużyna przyjechała na stadion, ja stałem w strefie w pobliżu, gdzie są wywiady dla telewizji. I tak się fajnie złożyło, że wszyscy się bardzo serdecznie i miło ze mną przywitali. Tak samo było po meczu w Cardiff. Ciężko mi było te karne oglądać, przeżywałem to bardzo mocno. Patrzyłem, jak stała cała ekipa przy linii, chłopaki się trzymali za bary. Przypomniało mi się, jak 8 lat temu tak staliśmy dwa razy we Francji podczas Euro 2016. I jak oni biegli po tym boisku się ciesząc. Ach, ciągnęło mnie tam, ciągnęło. Ale jak schodzili chłopaki z boiska, to ja też tam stałem, gratulowaliśmy sobie nawzajem. Pomijając baraże, no to cały ten cykl eliminacyjny przyszedłem z nimi, więc przebyłem tę drogę z nimi. Bardzo się cieszę, że kadra awansowała, trzymam za nią kciuki, życzę powodzenia i myślę, że będę się tak samo denerwował na tych czerwcowych meczach.
- Nie przyszedłeś do TVP w łatwym okresie, nie masz czasu na spokojną aklimatyzację, bo najpierw Euro a potem igrzyska. Pozytywny wydźwięk miało przywrócenie przez ciebie do komentowania legendarnego Dariusza Szpakowskiego. Podobał ci się jego komentarz meczów Walia – Polska i Legia – Śląsk?
- No akurat tak się złożyło, że oba mecze oglądałem ze stadionu. Ale jeśli chodzi o mecz z Walią, to obejrzałem 17-minutowy skrót, który był poświęcony tak naprawdę Darkowi. Świetnie opowiadał o meczu tym swoim genialnym głosem. Również radiowym głosem, bo wiemy, że Darek wywodzi się z Polskiego Radia. Uważam, że doskonale sobie poradził. Dodatkowo mecz był niezwykle ciężki, jeśli chodzi o taki gatunek emocjonalny, długi, z dogrywką, z karnymi. Dowodem uznania dla niego były też później sygnały, które do mnie docierały, między innymi wiadomości od innych szefów stacji sportowych w Polsce, że super to była decyzja, że sobie Darek doskonale poradził. Ja się z tego cieszę, Darek też. Myślę, że dopóki Darek chce i zdrowie mu na to pozwala, to czemu miałby nie komentować?
- Jeszcze niedawno Dariusz Szpakowski był bardzo mocno krytykowany. W zasadzie to wyglądało tak, że kiedy innemu komentatorowi mogło się coś ujść płazem, to jemu nic się nie upiekło, bo każdy siedział i zapisywał każdy jego błąd i potem to lądowało na Twitterze. Uważasz, że był krzywdzony?
- Każdy, kto jest na Twitterze, sam tego doświadcza i tego hejtu jest tam bardzo dużo. Myślę, że po prostu niektórzy ludzie, którzy tam są, pozwalają sobie na za dużo. W normalnym świecie by się na to nie odważyli. Ja w takich sytuacjach zawsze wspominam, że o twojej popularności świadczy liczba wrogów. Im człowiekiem jest bardziej popularny, tym tych wrogów, nawet wirtualnych, ma więcej. I to jest normalne. Ja Twittera założyłem wcześniej, zanim przyszedłem do PZPN, ale wiadomo, że to konto rozrosło w trakcie pracy w PZPN, to też zauważyłem, że ten hejt nie był taki sam, on się zwiększał. Im więcej obserwujących, tym więcej hejtu. Ale jeżeli wyjdziemy poza tą bańkę Twitterową, bo to jest jednak mimo wszystko nisza, to to postrzeganie Darka jest zupełnie inne.
- Wyobrażasz sobie, że Dariusz Szpakowski żegna się z widzami po finale Euro 2024?
- Ja na pewno nie mam zamiaru powiedzieć Darkowi: „Słuchaj, to jest twój ostatni mecz i po nim kapcie, fotel bujany i telewizor”. Dopóki Darkowi zdrowie pozwala i on będzie miał chęci, to jak najbardziej antena jest do jego dyspozycji. Pamiętajmy, że ostatni mecz, który komentował, to był finał MŚ Argentyna – Francja, potem miał długą przerwę. Tak naprawdę tę decyzję ostatecznie sobie potwierdziliśmy dopiero po meczu z Estonią, wtedy przyklepaliśmy, że Darek bierze ten mecz. Pierwotnie też mówił, że on na Euro pojedzie tylko komentować mecze innych drużyn, Polski nie, ale po tym czasie też się trochę zmieniło i Darek zrelacjonuje mecz Polska-Austria.
- A nie miałeś żadnych wątpliwości, że to akurat jemu powinieneś dać finał?
- Mamy na pokładzie duże nazwiska. Można powiedzieć, że mamy trzy jedynki, trzech wiodących komentatorów. Obok Darka są Mateusz Borek i Jacek Laskowski. Wiadomo, że każdy ma duże ambicje i olbrzymie doświadczenie i ma prawo oczekiwać, że to on będzie komentował finał albo na przykład wszystkie mecze Polaków. Ale trzeba jednak jakiegoś kompromisu szukać i każdy z nich ma coś, na czym mu zależało.
- Skąd pomysł na wypożyczenie Mateusza Święcickiego?
- Ja Mateusza lubię i cenię. I oczywiście to nie jest tak, że Mateusz jest żółtodziobem, bo on już jest na rynku wiele lat, zaczynał w Orange Sport, więc to już 16 lat. Jego warsztat doskonale się rozwinął przez ten czas, ja na przykład bardzo lubię słuchać i oglądać mecze z komentarzem Mateusza. Czuć dużą wiedzę, ale to jest wiedza nie tylko piłkarska, bo dużo jest różnego nawiązywania do innych sfer życia niż piłka. Mnie się to bardzo podoba i uznałem, że fajnie będzie też pokazać widzowi telewizji publicznej. Nie każdego stać na zakup abonamentu co miesiąc. Viaplay czy Eleven Sports, żeby móc poznać i obcować z innymi komentatorami. Więc to jest też takie puszczenie oka do Mateusza, że jest na radarze. A po drugie, też pokazanie widzowi telewizji publicznej, że są fajni ludzie, którzy pracują w tym biznesie i warto im dać szansę dotarcia do większej grupy odbiorców. Myślę, że to jest taka sytuacja, jak to się mówi w języku angielskim, win-win dla każdego. My korzystamy oczywiście dzięki uprzejmości Patryka Mirosławskiego, szefa Eleven Sports, dostajemy bardzo dobrego komentatora, który może nas wzmocnić i wnieść coś nowego, a Mateusz dostaje szansę dotarcia do znacznie większej grupy odbiorców.
- Poza Mateuszem, dajesz też szansę widzom zobaczyć, posłuchać ludzi, którzy znają zapach szatni, zapach murawy i to nie murawy czwartoligowej, tylko tych najlepszych na świecie. Skąd pomysł na Błaszczykowskiego, Piszczka i Fabiańskiego?
- Kiedy wiedziałem, że przyjdę do telewizji, uznałem, że grzechem byłoby nie skorzystać z tych znajomości, które sobie wypracowałem podczas tych 11 lat pracy w PZPN. Wspólnie byliśmy na kilku turniejach, więc myślę, że się poznaliśmy. Postawiłem sobie taki cel, żeby, że ta ekipa ekspercka była bardzo dobra. Oczywiście po Euro się okaże, czy kibice to kupili, czy nie, ale same nazwiska, legenda tych zawodników, bo już myślę możemy takiego sformułowania użyć, ich obycie, przeżycia, doświadczenie – to wszystko będzie na plus. Grali w finale Ligi Mistrzów, byli mistrzami w swoich krajach, także zagrali ponad 230 meczów w sumie w reprezentacji Polski. To jest olbrzymie doświadczenie, które warto wykorzystać. A poza tym to wielkie nazwiska, zawsze byli lubiani przez kibiców reprezentacji Polski, trzech przyjaciół, magiczny rocznik 85.
- Rozmowy były długie?
- Nie powiem, żeby te rozmowy jakoś przesadnie długo trwały, bo oni też mają świadomość, że i dla nich to jest fajna szansa. Jak z nimi rozmawiałem, to mówiłem: „nie wierzę w to, że nie chcielibyśmy nawet w takiej formie jeszcze raz poczuć tej adrenaliny turnieju”. Oczywiście inaczej by było, gdyby nie było na Euro reprezentacji Polski, a inaczej jest już z naszą reprezentacją. Dla nich to też na pewno będzie fajne przeżycie. Troszeczkę może wrócimy myślami do tego, co było 8 lat temu.
- A jaki jest plan na nich? Mają jeździć za drużyną, być cały czas blisko drużyny, robić wywiady z piłkarzami?
- Plan jest prosty. Jeśli chodzi o Kubę i Łukasza Piszczka, ich zaangażowanie będzie troszeczkę szersze niż Łukasza Fabiańskiego. Z nimi jesteśmy dogadani, że będą nas wspierać przy wszystkich meczach Polaków. Oby jak najwięcej tych meczów. Ale też dodatkowo przy spotkaniach półfinałowych i finale. W przypadku Łukasza Piszczka jeszcze będzie to mecz otwarcia, a Łukasz Fabiański będzie obecny przy wszystkich meczach Polaków. I też inaczej będą wyglądały studia przedmeczowe, jeśli porównamy sobie mecze Polaków i pozostałe spotkania. W przypadku meczów Polaków studia będą realizowane na stadionie, czyli całe wprowadzenie do meczu, dwugodzinne studio, będzie ze stadionu i tam będzie za każdym razem cała trójka. Łukasz Piszczek będzie przy boisku, a pozostałych dwóch w tym dużym studiu stadionowym, tzw. Pitch View Studio, czyli jak nazwa wskazuje, w takim studiu z widokiem na boisko. I też oczywiście ja sobie jestem w stanie wyobrazić taką historię, że np. dzień przed meczem są oficjalne wywiady dla nadawców, dla posiadających prawa telewizji. I wtedy jeden z nich albo dwóch zrobią rozmowę z piłkarzami. No przecież wiadomo, że ta rozmowa wejdzie na zupełnie inny poziom. Oczywiście można się spotkać z pytaniem, że dziennikarz byłby w stanie wyciągnąć więcej. Proszę się nie obrażać na mnie, ale ja byłem po tej drugiej stronie. Ja wiem jak piłkarze podchodzą do takich rozmów. Nieczęsto są one dla nich niekoniecznie lubianym obowiązkiem, więc myślę, że inaczej będzie, jak podejdzie do nich kolega z boiska i sobie porozmawiają. Przykładowo po jakimś świetnym występie naszego piłkarza, no też inaczej taki zawodnik porozmawia z Łukaszem Piszczkiem czy Fabiańskim.
- Kogoś jeszcze próbowałeś namówić?
- Tak, rozmawiałem też z Kamilem Glikiem. Szczerze powiedział, że przygotowania do nowego sezonu Cracovii ruszają w drugiej połowie czerwca, więc nie uda się tego zorganizować. Wiemy też, jaka jest krótka przerwa pomiędzy sezonami w Polsce. Każdy zawodnik na pewno chciałby też trochę odpocząć, pojechać na urlop, więc jakby jest to zrozumiałe.
- Ile osób będzie liczyła osób wasza ekipa w Niemczech?
- To jest bardzo duże wyzwanie, będzie cała obsługa cała techniczna, redaktorska, komentatorska. Liczymy, że będzie to około 100 osób, ale ta liczba cały czas się zmienia.
- A ty będziesz bywał w studio?
- Ja na pewno się nie będę wpychał. Przed meczami z Estonią i Walią wystąpiłem, ale po prostu mnie reporter poprosił, bo miał pomysł na to. Ale to nie było tak, że powiedziałem: „weźcie mnie”. Ja tutaj nie chcę się na siłę wciskać. Oczywiście, przez ileś tam lat współtworzyłem tę reprezentację, więc to by się dało obronić, ale do studia przedmeczowego na pewno się nie będę pchał.
- Wiadomo, kto będzie prowadził studio w Warszawie? Jacy będą goście?
- Mamy już praktycznie ten temat zamknięty, mamy ustalone aż do finału, kto jest gospodarzem którego studia. Obsady komentatorskie są też znane i w większości goście i eksperci do tych studiów również są dobrani. Myślę, że ta ekipa będzie interesująca dla widza i to też oczywiście piłkarze z dużym doświadczeniem, którzy znają specyfikę danej reprezentacji czy stylu gry.
- Skąd pomysł na zatrudnienie jako swojego zastępcy Kuby Polkowskiego, który zastąpił Sebastiana Staszewskiego?
- Długo się zastanawiałem, też do końca też nie wiedziałem co będzie z Sebastianem Staszewskim. Te sprawy się rozstrzygały jakiś tam czas, ale to rozważałem. To dość zrozumiałe, Kubę znam trochę lepiej, bo pracowaliśmy razem w PZPN-ie. Pracował przez kilka lat w Canal+ Sport, czyli też w stacji telewizyjnej. Prowadził swój kanał wspólnie z Łukaszem Wiśniowskim na YouTube. Ma odpowiednie moim zdaniem kompetencje i doświadczenie, żeby mu zaufać i powierzyć taką odpowiedzialną rolę. Jestem zadowolony, że się udało nam dogadać. Kuba ma już też jakieś tam określone zadania do realizacji. W każdej pracy ważne jest to, żeby się otaczać takimi ludźmi, którym się ufa. I też nie ma przypadku, że dołączyła do nas Agnieszka Prachniak, którą też znam z PZPN-u, ale… Na twitterze czytałem, że to kolesiostwo. Ale jeśli jesteś odpowiedzialny za zbudowanie jakiegoś projektu, no to bierzesz ludzi, którym ufasz, których znasz. Wiesz, że na tych ludziach się nie zawiedziesz, tak? Przecież nie wezmę kogoś obcego, nie zrobię ogłoszenia. Ktoś może mieć świetne CV, ale się później może okazać, że na przykład jest człowiekiem, z którym charakterologicznie się nie dogadam. Więc stąd tego typu wybory.
- Polkowski ma rozkręcić waszego YouTuba?
- Wspólnie z Agnieszką, która przyszła do nas z Kanału Sportowego, pracowała tam 2,5 roku, doskonale czuje i zna funkcjonowanie online, digitalu, jest świetna w zarządzaniu projektami. I jakby oni razem, wspólnie mają trochę rozruszać YouTube TVP Sport. Ten kanał funkcjonuje, ma dość dużą liczbę subskrybentów, ale jest mało produkcji własnej. Naszym zadaniem jest, żeby, poczynając od Euro, tej produkcji własnej było tam troszeczkę więcej. Też zobaczcie, jest niedziela, o 10 rano macie do wyboru jakiś piłkarski program w meczykach,w Kanale Sportowym, jest Cafe Futbol. Dużo do wyboru. A od nowego sezonu, jeśli chodzi o transmisje piłkarskie, będziemy mieć prawie wszystko. Mamy content, który możemy eksploatować na YouTube. Jest taki plan, żeby pójść właśnie troszeczkę w tym kierunku.
- Zaraz po Euro są igrzyska olimpijskie w Paryżu. Nie boisz się takich zarzutów, że ty jesteś związany ze światem piłki nożnej, więc będziesz myślał tylko o Euro, a te igrzyska to jakoś pójdą?
- Na razie w formie żartów się spotykam z tego typu zarzutami. Poza tym, jak się wejdzie do mojego gabinetu, to też nie ma żadnego zaskoczenia skąd ja jestem, bo mam całą masę koszulek piłkarskich na ścianach. Ale ja pracowałem 7 lat w Eurosporcie, a tam pokazują wszystko. To był kanał olimpijski przez wiele lat, pokazujący wszystkie dyscypliny sportowe. Piłka jest mi najbliższa, ale ale innymi sportami również się interesuję i doskonale wiem, które sporty się w Polsce oglądają. Dlatego też wiem, że te igrzyska to będzie tak samo ważne wydarzenie jak Euro. W przypadku igrzysk my nie jesteśmy tym głównym nadawcą, bo głównym nadawcą jest Eurosport, mamy sublicencję zakupioną od Discovery. Na mocy tej sublicencji możemy przeprowadzić 350 godzin transmisji, co jest dużą liczbą, bo jak sobie podzielimy, to łatwo wychodzi, że to praktycznie 18 godzin dziennie. Umowa mówi, że możemy jednocześnie nadawać na dwóch kanałach, przy czym jeżeli wyjątkowo byłaby taka sytuacja, że na trzech arenach równolegle Polacy walczą o medale, to wtedy moglibyśmy gdzieś tam się jeszcze włączyć. Z uwagi na to, że nie jesteśmy tym głównym posiadaczem licencji, to wysyłamy na miejsce ekipę komentatorsko-reporterską, która obsłuży na miejscu w Paryżu siedem dyscyplin.
- Jakich?
- Tutaj chyba nie ma żadnej niespodzianki. Tenis, czyli Iga Świątek i Hubert Hurkacz, siatkarze, siatkarki, lekkoatletyka, pływanie, szermierka, wiosła i kajaki. Czyli jak sobie spojrzymy, to są te dyscypliny, które historycznie przynoszą medale reprezentantów Polski. A pozostałe dyscypliny, to też obsługa na miejscu z Warszawy.
- Na początku roku niepewna była przyszłość Przemysława Babiarza, który się z igrzyskami mocno kojarzy. Wydawało się, że odejdzie z TVP, potem wrócił. Możesz dzisiaj zadeklarować, że on będzie komentował podczas igrzysk?
- Na 100%. Tak samo jak i będzie komentował mistrzostwa Europy w Rzymie. Ja też oczywiście czytałem wiele, tak samo i o Maćku Kurzajewskim, to prawo mediów pisać i dyskutować, ale czasami rzeczywistość jest inna. Przemek Babiarz na początku roku komentował skoki narciarskie, my faktycznie nie mamy dużo tych skoków. To były zawody rozgrywane w Polsce, jeszcze po drodze mistrzostwa świata w lotach i on wiedział, że po tych zawodach jest przerwa, żeby móc przejść zabieg, który miał zaplanowany. Miał normalnie w marcu komentować halowe mistrzostwa świata w lekkoatletyce. Niestety po tym zabiegu…. Nie chcę też tutaj za dużo mówić, bo to jest prywatna kwestia. Powiedzmy, że mocno zdrowotnie, że tak powiem, podupadł. Musiał leżeć dłużej w szpitalu, no ale już z niego wyszedł, nawet widziałem się z nim tydzień temu. Już komentował też mistrzostwa Polski w pływaniu, więc tutaj wszystko jest na dobrej drodze. Maciej Kurzajewski też jest przewidziany do prowadzenia studia w Warszawie.
- Wiesz już, kto skomentuje tenis i siatkówkę?
- Tak, ale nie chciałbym tu jeszcze mówić do końca, bo jeśli chodzi o tenis, to są pewne zmiany. Jeśli chodzi o siatkówkę, no to na miejscu będą Jacek Laskowski i Piotrek Dębowski jako główni komentatorzy, oni będą z Paryża komentowali mecze siatkarzy i siatkarek.
- Dariusz Szpakowski skomentuje wioślarstwo?
- Oczywiście. Nic się nie zmienia. Będą komentować Markiem Kolbowiczem, to sprawdzona para. Przemek Babiarz oczywiście skomentuje lekką, a szermierkę - Jarek Idzi. Pływanie też Babiarz. Oczywiście jeszcze będą mieli swoich partnerów jak Sebastian Chmara w przypadku lekkiej. Na miejscu tej ekipy, powiedzmy, reportersko-komentatorskiej, będzie około 40 osób.
- Jest szansa na Ligę Mistrzów w TVP?
- My byśmy chcieli. Ja mam pełną świadomość tego, że nie każdego stać na kupno platform czy dodatkową płatność za pewnego rodzaju transmisje, jak chociażby za Ligę Mistrzów, bo po prostu to nie jest na każdą kieszeń. Są na pewno domy w Polsce, gdzie są kibice, którzy chcieliby to obejrzeć. Telewizja publiczna też, jak sama nazwa wskazuje, ma charakter misji publicznej i chciałaby pewnie zaoferować wszystko co możliwe, ale niestety dzisiaj rynek jest tak zbudowany, że prawa sportowe są bardzo drogie, zwłaszcza takie jak Liga Mistrzów. Zmienia się trochę sytuacja na polskim rynku telewizyjnym, Polsat traci te prawa, przejmuje je Canal+. Też zmienia się formuła Ligi Mistrzów, więc teoretycznie jest łatwiej rozmawiać o pozyskaniu takich praw, nawet na zasadzie sublicencji, ale cały czas to są bardzo drogie prawa. Też nie uciekniemy od tego, o czym się mówi, czyli o sytuacji finansowej telewizji publicznej. Niestety, ale są w tym momencie, myślę, inne zadania, które trzeba realizować albo inne koszty ponieść, aniżeli zakupić prawa do Ligi Mistrzów. Oczywiście byśmy chcieli, ale na ten moment mogę powiedzieć, że nic się w tej kwestii nie dzieje.
- Podobna sytuacja jest z meczami Igi Świątek i Huberta Hurkacza, bo większość ich meczów to są jednak telewizje płatne, poza jakimiś wyjątkami. O tym też myślisz?
- Oczywiście, że tak, tylko to wszystko ma trochę wspólny mianownik. Przede wszystkim trzeba mieć pieniądze, żeby takie prawa pozyskać. Poza tym też są takie miesiące, że ramówka TVP Sport już jest nabita do granic możliwości, a kupując niektóre prawa, trzeba zagwarantować od razu posiadaczowi praw liczbę transmisji. Kiedy zobaczymy, ile jest turniejów tenisowych w ciągu roku, no to jest to trochę trudne do zrealizowania. Oczywiście, tak jak powiedziałem, chcielibyśmy mieć i Igę Świątek, i igrzyska, i Ligę Mistrzów, i Ekstraklasę, i wszystko. Ale razy trzeba mieć bardzo duże konto w banku, żeby to. I dwie anteny.
- Ten drugi kanał TVP Sport jest realny?
- No na ten moment na pewno nie. Ale to są decyzje, które muszą zapaść strategiczne u osób zarządzających telewizją publiczną. Jest świadomość tego, że drugi kanał by się przydał na eksploatację tego, co już mamy, no ale to na pewno wymaga czasu, analizy.
- Zakończę w sposób, którego się pewnie nie spodziewasz. Chciałbym zapytać o twoją żonę, Agatę Załęcką, która bije rekordy w freedivingu. Jej rekord jest imponujący.
- To już 79 metrów. Jestem pełen podziwu dla tego, co Agata robi. Na początku traktowałem to troszeczkę jako zajawkę, hobby, które z czasem stało się pełnoprawnym sportem. Jest w reprezentacji Polski, prowadzonej przez Polski Związek Freedivingu. Była już trzykrotnie na mistrzostwach Świata, czterokrotnie ustanawiała rekordy Polski, jeśli chodzi o nurkowanie na własnym wdechu.
- 79 metrów to rekord Polski?
- To jest nieoficjalny rekord Polski, bo żeby rekord był stwierdzony jako oficjalny, no to musi być na oficjalnych zawodach, a to jest to wynik, który osiągnęła chyba trzy tygodnie temu, kiedy była na treningach w Egipcie i podczas jednego z treningów taką głębokość osiągnęła. Oczywiście są na to dowody, bo oni nurkują ze specjalnymi komputerami, które mierzą głębokość, więc kiedy wypływa to ma zarejestrowany wynik.
- Ile trwa takie jedno nurkowanie?
- Około trzech minut, tam i z powrotem. Najpierw zawodnik czy zawodniczka się relaksuje, leżąc przeważnie na plecach, na powierzchni wody. Musi uspokoić akcję serca, no bo wiadomo, że im serce mocniej bije, tym więcej tlenu potrzeba.
- Jak wyglądają przygotowania do jej zawodów?
- Trochę medytacji musi w tym być, żeby uspokoić organizm i zmniejszyć liczbę uderzeń serca i się uspokoić. Przykładowo też, jak parkuje samochód w garażu, to ma trzy piętra do przejścia i na przykład wstrzymuje oddech i wchodzi po schodach. Jej rekord wstrzymania oddechu to jest 5 minut 8 sekund.
- Podczas Euro 2024 kibice wstrzymają oddech, oglądając grę Polaków?
- Byłem na w sumie czterech turniejach, ale pamiętam, że na dwa turnieje: mundial 2018 i Euro 2020 ten balonik był mocno pompowany. Zwłaszcza przed Mistrzostwami Świata w Rosji. Byłem lekko sceptyczny, bo obawiałem się, że przegramy z Walią, Ale głównie dlatego, żeby mecz był na wyjeździe. Ale myślę, że ten mecz z Walią mocno zbudował tę drużynę, bo zagraliśmy na obcym terenie. Oczywiście z przodu tam nie było za wiele gry, ale zagraliśmy naprawdę dobrze defensywnie, mało sytuacji Waliczycy stworzyli, a jak już stworzyli to świetnie broni Wojtek. Wygranie takiego meczu w rzutach karnych, gdzie te karne strzelaliśmy mega pewnie, pokazuje siłę i mentalność tej drużyny. A dużo się wcześniej mówiło, że właśnie tej mentalności brakuje. Więc ja tak sobie myślę powoli, że pojedziemy na te Euro, mamy szalenie trudnych rywali, ale z takimi rywalami się zawsze najfajniej gra, bo nikt niczego wielkiego nie oczekuje. Nie mamy złych piłkarzy. To są zawodnicy, którzy grają w nie najgorszych klubach, tylko później po przyjeździe na kadrę nie było widać tego w drużynie. Na przestrzeni tych lat, w których ja byłem z reprezentacją, mecze z tymi mocnymi drużynami, mecz z Anglią za Sousy 1:1 w Warszawie, mecz z Hiszpanią 1:1 też na wyjeździe, mecz z Niemcami, nawet ten mecz we Frankfurcie, kiedy przegraliśmy 1:3, graliśmy naprawdę bardzo dobrze, mecz z Holandią za czasów czy Czesława Michniewicza… W takich meczach nie ma takiej presji, kalkulacji, nikogo nie trzeba motywować. pompowania balona na pewno może być czymś dobrym. Trzymajmy kciuki za tę kadrę.
Rozmawiał Przemysław Ofiara
Listen on Spreaker.