30-latek wraz z Grzegorzem Krychowiakiem i Robertem Lewandowskim stanowili kręgosłup reprezentacji pod wodzą Adama Nawałki. Glik daje jakość i pewność nie tylko w defensywie, ale potrafi zdobywać ważne bramki przy stałych fragmentach gry. Jego duża odporność na ból i dobre zdrowie powodowały, że obrońca rzadko opuszczał mecze reprezentacji.
Jednak w tym sezonie pech nie opuszcza etatowego kadrowicza. Nie dość, że jego AS Monaco nie potrafi wygrać spotkania od wielu tygodni, to w dodatku w ostatnim spotkaniu Ligi Mistrzów Glik nabawił się kontuzji. Jest ona na tyle poważna, że nie pozwala mu zagrać w najbliższych spotkaniach z Czechami i Portugalią.
Jak wielki może być to problem dla selekcjonera Jerzego Brzęczka, przekonaliśmy się w czasie mistrzostw świata w Rosji. Tuż przed turniejem Glik doznał urazu barku i jego występ na mundialu stał pod dużym znakiem zapytania. Jak wypadli biało-czerwoni na boiskach w Rosji przypominać chyba nie trzeba nikomu.
- Zdobyliśmy z AS Monaco wicemistrzostwo, co po takiej skali ubytków, uważam za niewiarygodny sukces. Wchodziłem więc w przygotowania do mundialu w dobrym humorze. Potem wszystko posypało się jak domek z kart. I jak dotąd nie udało nam się ułożyć go od nowa - wspomina Glik w wywiadzie dla portalu sportowefakty.wp.pl.
i
Atmosfera w reprezentacji po mundialu była bardzo napięta. Mówiło się o wewnętrznych konfliktach i nieporozumieniach. Spekulowało się również, że gorąco jest na linii Lewandowski - Glik. Kapitan kadry powiedział, że czuł pretensje ze strony obrońcy pod swoim adresem. - Robert nie pomylił się ani trochę. Rzeczywiście, czuł, iż mam do niego jakieś pretensje. Tylko, że ja ich nie miałem. Wszyscy gramy w końcu do jednej bramki. Z Robertem znamy się od wielu lat i nie musimy się kochać czy przytakiwać sobie na różne tematy. Najważniejsze, że się szanujemy. Wbrew temu, co się mówi, nigdy nie miałem z nim żadnych problemów - powiedział piłkarz AS Monaco.
Okazuje się, że Glika w kadrze mogło nie być już od paru miesięcy. Defensor myślał nad zakończeniem reprezentacyjnej kariery, ale do jej przedłużenia przekonał go obecny selekcjoner. - Po turnieju zacząłem pytać samego siebie, czy koledzy, a nawet kibice, wciąż chcą na mnie polegać. Trener Jerzy Brzęczek zaimponował mi tym, że zadzwonił do mnie tego samego dnia, w którym ogłoszono jego zatrudnienie. To była długa rozmowa, trener bardzo nalegał na wspólne spotkanie. Teraz mogę powiedzieć, że gdyby nie jego namowy, w reprezentacji już bym nie grał - wyznał Glik.