Grosicki to żywioł. Na boisku i poza nim. Cała jego kariera to seria krótkich wzlotów i upadków. Bolesnych. Na samo dno, po których trudno było się podnieść. Jak niemal równo dekadę temu. "Grosik" miał wówczas 20 lat. Młody, piekielnie szybki, nieźle wyszkolony technicznie, z ciągiem na bramkę. Wróżono mu nad Wisłą gigantyczną karierę. Na Pogoń Szczecin, w której uczył się piłkarskiego rzemiosła, był zbyt wielki już w momencie debiutu, w wieku lat 18. Wytrzymał w barwach Portowców sezon. Kolejne kilka miesięcy spędził w Legii Warszawa. Trafił do stolicy latem, w listopadzie był już wrakiem człowieka.
- Zrobię wszystko, żeby wrócić do normalnego życia - powiedział wówczas dziennikarzom. To był szok. Młody, zdolny, uzależniony. Przez hazard stracił wszystko. - Nie jestem w formie. Źle mi się gra, bo nie mogę się na niczym skoncentrować. Wyjeżdżam na terapię i nie wiem nawet, kiedy wrócę do domu - stwierdził wówczas w wywiadzie dla "Dziennik.pl". Prosto z terapii poleciał do Szwajcarii. Legia nie robiła mu problemów. Miał się ustatkować, skupić na futbolu, unikać kasyn.
Wypożyczenie do Sion okazało się jednak koszmarem. Zagrał ledwie osiem meczów, strzelił dwa gole. Pół roku nie trenował nawet z zespołem. Gdyby nie problemy, mógł polecieć na Euro 2008. Stawiał na niego Leo Beenhakker. Widział w nim wielki talent. Zamiast w Austrii i Szwajcarii, wylądował w Szczecinie. Trenował indywidualnie, z ojcem. - Kazali mi podpisać dokumenty. Zrzekłem się wszystkiego. Pensji, samochodu, mieszkania - powiedział, gdy wreszcie wrócił do Ekstraklasy. W Jagiellonii odżył. Włączał Turbo, robił wiatr, a gole strzelał Tomasz Frankowski. Dzięki występom w Jadze odbudował reputację, zapracował na transfer do Sivasporu, a nade wszystko - wrócił do kadry narodowej.
Grosicki i kadra narodowa. Temat rzeka. Obrazek pierwszy. W 2007 roku miał jechać na juniorskie mistrzostwa świata. Wcześniej został jednak zawieszony. Poszło o odmowę wyjazdu na zgrupowanie. - Jestem zmęczony poprzednim sezonem - miał powiedzieć. Razem z nim zniknęli z kadry Adam Marciniak oraz Maciej Korzym. Fundamenty zespołu Michała Globisza.
Obrazek drugi. Euro 2012. Grosicki był w gazie. W Sivasporze strzelał i asystował. Zainteresowane nim było Galatasaray Stambuł. Franciszek Smuda szukał lewoskrzydłowego. Grosik pasował idealnie. Na zgrupowaniu aż biła od niego energia. W spotkaniu towarzyskim z Łotwą zaliczył asystę. Wydawał się pewniakiem do gry w inauguracyjnym spotkaniu z Grecją. Franciszek Smuda wolał jednak Macieja Rybusa, Grosicki dostał pół godziny dopiero w trzecim spotkaniu. Akurat w momencie, gdy biało-czerwoni żegnali się już z turniejem. - Traktował mnie jak maskotkę - powiedział później piłkarz o selekcjonerze kadry narodowej.
Obrazek trzeci. Euro 2016. Szczyt kariery. Grosicki i Nawałka. Romans idealny. Selekcjoner dał mu wolność. Nie miał bronić, tym zajmował się Artur Jędrzejczyk. Grosik miał włączać turbo, rozrywać defensywne linie rywali. Piłkarzowi nie przeszkodziła nawet kontuzja. Pauzował przez nią w starciu z Irlandią Północną, wrócił na spotkanie z Niemcami i zdominował ofensywne ataki biało-czerwonych. Dryblował, podawał, asystował. To jego akcje dały naszej drużynie bramki w fazie pucharowej turnieju, przeciwko Szwajcarom oraz Portugalii. Lider drużyny. Po ośmiu latach od pobytu w zakładzie dla uzależnionych od hazardu, do miana gwiazdy drużyny narodowej. Podróż niezwykła, tak jak niezwykłym zawodnikiem został Kamil Grosicki.
Sukcesy z zespołem narodowym osłodziły mu niepowodzenia w klubach. Z Turcji chciał uciec, miał dość ludzi i tureckiej kultury. We Francji nigdy nie pozbył się łatki rezerwowego. Gdy wreszcie trafił do ukochanej Premier League, po pół roku jego drużyna spadła z ligi, a on sam nie znalazł nowego pracodawcy. Czy podczas mistrzostw świata w Rosji zasłuży na transfer do lepszej drużyny? Drużyny, gdzie wreszcie zostanie doceniony, a jego styl uznany nie za problem, a za atut?