Greń nie obejrzał meczu w Dublinie - noc spędził w areszcie. Został zwolniony bez zarzutów, dziś ma wrócić do kraju.
Sprawę bada już Zbigniew Boniek, sam Kazimierz Greń twierdzi, że został przez kogoś wrobiony w całą aferę.
- Poprosił mnie mój kolega, biznesmen z Warszawy, o kupno 12 biletów na mecz Polska - Anglia. Miałem je mu przekazać pod stadionem. Czekałem na niego, jak się okazało, na posesji prywatnej. Policja przyjechała, bo ktoś ją wezwał, że stoję u niego na posesji i sprawdzała, czy nie próbuję się włamać - relacjonuje w rozmowie z x-news.pl.
KLIKNIJ I CZYTAJ: Kazimierz Greń: To zemsta pewnych osób! Nie handlowałem biletami [WYWIAD]
- Funkcjonariusze znaleźli w mojej kieszeni bilety i aresztowali uznając, że nimi handluję. Gdy dojechałem na komisariat sprawa została wyjaśniona, jednak irlandzkie prawo działa tak, że moja sprawa została już rozpoczęta i musiałem przesiedzieć w areszcie całą noc i rano stawić się przed sądem, który mnie uniewinnił nie zadając choćby jednego pytania. Gdybym jechał na handel, to miałbym ze sobą te 49, 100, czy nawet 200 biletów, bo z 12 to za wiele bym się nie dorobił. To był najgorszy dzień w moim życiu - dodał.
Greń ma 52 lata, w PZPN odpowiedzialny jest za Podkarpacki ZPN, kiedyś zajmował się futsalem. Kiedyś stał za kampanią wyborczą prezesa Laty, potem się z nim poróżnił.