Leo: Zabiły nas głupio stracone bramki

2009-03-29 21:00

Kiedy opadły pierwsze emocje po porażce z Irlandią Północną 2:3, selekcjoner reprezentacji Polski w rozmowie z dziennikarzami starał się wytłumaczyć przyczyny klęski. Po fatalnym meczu, kariera Leo Beenhakkera... wisi na włosku.

Selekcjoner mimo wszystko nie traci nadziei i wciąż zapewnia, że jest szansa na awans. Teraz celem numer jeden jest zajęcie drugiego miejsca w grupe.

- Po pierwsze obie drużyny zagrały bardzo słabo i źle. Czasami widzi się takie spotkania, w których jak ja to mówię, nikt nie posiada piłki. Są wtedy dwa, trzy podania i następuje strata, co było w pierwszej połowie naszym największym problemem. Szczerze mówiąc nie wiem dlaczego tak słabo zagraliśmy, bo przez cały tydzień przygotowania były na bardzo dobrym poziomie. Trudno to wytłumaczyć, kiedy na treningach widzi się, że ci sami zawodnicy są w dobrej dyspozycji. Cóż czasami takie rzeczy się zdarzają.

Czy te proste błędy, potknięcia, upadki, kuriozalne bramki były efektem braku koncentracji czy warunków, jakie panowały na murawie?

- Nie było to z powodu koncentracji, bo obu drużynom przytrafiały się takie same błędy. Piłka odskakiwała, bo murawa była tragiczna, ale nie można tym wytłumaczyć naszej porażki. Oni mieli takie same warunki do gry, ale mają inny styl: zamykają oczy, kopią piłkę przed siebie i biegną. My mieliśmy inny plan, aby więcej pograć w środku pola, ale po wczorajszym treningu porzuciliśmy tę myśl, bo na tej murawie nie było możliwości grania po naszemu. Dlatego poleciłem zawodnikom, aby również próbowali długi piłek do napastnika i Ireneusz Jeleń, którego właśnie do takich zadań powołałem zrobił z jednego takiego zagrania to, co należało, czyli strzelił bramkę.

Co Pan uzna z główną przyczynę porażki w Belfaście?

- Zabiły nas głupio stracone bramki. Pierwsza była idiotyczna...taki typowy prezent. Druga również nie wyglądała dobrze, ale nawet wtedy się nie martwiłem, bo wiedziałem, że możemy to jeszcze odrobić. Zabił nas trzeci gol. Zabił nas w sferze mentalnej, bo każdy biegał niczym koń, starał się, a tu nagle taka bramka na 3:1. Potrzebowaliśmy 15 minut, aby dojść do siebie i wrócić do gry. Pod koniec zdobyliśmy gola na 3:2, ale było już za późno na coś więcej.

Nasze szanse na awans z pierwszego miejsca w grupie zmalały.

- Mówiłem przed tym meczem, że jeśli tu wygramy, to skrócimy sobie drogę do RPA, a jeśli nie, to utrudnimy sobie życie i ciężko będzie zająć pierwsze miejsce w grupie. Mamy jeszcze szansę na zajęcie drugiej pozycji. Wszystko zatem może wyjaśnić się w listopadzie, kiedy będą rozgrywane baraże, ale uważam, że nadal mamy otwarta drogę na mundial.

Czy może Pan obiecać, że w środę w Kielcach piłkarze zagrają znacznie lepiej?

- Hmm...Przede wszystkim liczę, że warunki do gry będą lepsze. Co do zawodników, to oni zawsze chcą wygrywać, wychodzą na boisko myśląc tylko o korzystnym wyniku. Jeśli murawa będzie poprawna, to jestem pewien, że zagramy o wiele lepiej. A wracając jeszcze do dzisiejszego meczu, potwierdza mi się taka prawidłowość, że każdy trener ma w swoich rekach tylko 80 procent możliwości wpłynięcia na wynik. Pozostałe 20 zależą od sędziego, do indywidualnych błędów piłkarzy, czerwonych kartek lub kontuzji. Takie rzeczy każdej drużynie się przytrafiają.

Najnowsze