Boruc wyrzucił kochankę z hotelu

2009-03-28 13:00

Romans Artura Boruca (29 l.) i Sary Mannei (24 l.) to czysta namiętność. Jednak przed ważnym meczem nasz bramkarz wyhamował. W czwartkowy wieczór, przed odlotem polskiej reprezentacji do Belfastu, powiedział kochance "stop", odprawiając ją z hotelu.

W Belfaście Boruca czeka piekło. Na stadionie będzie 20 tysięcy irlandzkich protestanckich kibiców, nienawidzących go z całego serca za to, że często demonstrował przywiązanie do papieża i katolickiej wiary.

Miejscowi robią wszystko, aby zastraszyć Polaka, na otaczających stadion murach już pojawiły się napisy "Boruc R. I. P." (Boruc spoczywaj w pokoju). Nic dziwnego, że przed tą stresującą podróżą nasz bramkarz postanowił się zrelaksować. Artur spędził więc z ukochaną całe popołudnie (kadrowicze mieli wolne).

Sara przyjechała po Boruca do Wronek, po czym oboje udali się do jej domu w Poznaniu, gdzie spędzili kilka godzin. Potem Artur wrócił z kochanką na zgrupowanie kadry. O 21.43 zaprosił Sarę do hotelu "Olympic", gdzie mieszkała reprezentacja, ale już niecałą godzinę później powiedział stanowczo "dość" i odprawił ją do domu. Osobiście wyprowadził ją z hotelu i dopilnował, żeby wsiadła do BMW i odjechała do rodzinnego Poznania.

Artur grzecznie wrócił do pokoju (zawsze mieszka z Michałem Żewłakowem) i położył się spać. Dobrze, że nie wybrał nocnych miłosnych igraszek, bo wtedy na pewno pozbyłby się dużej części sił witalnych, a przecież dziś cała Polska potrzebuje go skoncentrowanego i wypoczętego.

Odprawiona w czwartkowy wieczór Sara długo jednak nie wytrzymała. W piątek rano znów popędziła do ukochanego. Tym razem na poznańskie lotnisko Ławica, skąd kadra odlatywała do Belfastu. Artur natychmiast rzucił bagaże i wpadł w jej ramiona. Obcałowywał ją dobrych kilka minut, dobrze wiedząc, że musi mu to wystarczyć na dłużej niż zwykle. Bo szansa na kolejną randkę nadarzy się dopiero w poniedziałek.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze