– Nie przejdziemy obojętnie obok problemów naszego przyjaciela – zapewnia „Super Express” jego kolega z tamtego zespołu Piotr Świerczewski.
„Super Express”: – Jak pan przyjął informację o ciężkim stanie kolegi?
Piotr Świerczewski: – Dobrze, że jego żona dała sygnał, bo wiele osób chcących i mogących pomóc, nie wiedziałoby o tym. My, jego koledzy z drużyny olimpijskiej, zdzwoniliśmy się i założyliśmy grupę na Whatsappie. Nasz przekaz jest jasny: byliśmy drużyną ponad 30 lat temu i teraz też będziemy. Rysiu cały czas będzie w naszej ekipie i mu pomożemy. Zachęcamy też innych.
– Jak będzie wyglądała pomoc oprócz wpłat w ramach zrzutki, bo niektórzy piłkarze już takich dokonali?
– Nie znam dokładnych planów, jak to będzie wyglądać, ale Jurek Brzęczek wszystko koordynuje. Wtedy był naszym kapitanem i jest nim w dalszym ciągu. Wszyscy się wykazują dużą chęcią pomocy, co pokazuje, że wtedy byliśmy drużyną i będziemy cały czas. Możliwe, że odbędzie się mecz z naszym udziałem, z którego dochód przeznaczymy dla Ryśka.
– Jak go pan wspomina z boiska?
– Spotykaliśmy się na boiskach ligowych, on w barwach Górnika, a ja GKS. Później już w jednej drużynie przeszliśmy eliminacje do igrzysk i turniej w Hiszpanii. Rysiek był i jest bardzo ciepłym człowiekiem, nawet trochę flegmatycznym, ale na boisku był już inny. Miał zmysł do rozgrywania piłki, potrafił strzelać gole. Miał coś więcej niż przeciętny piłkarz. Po igrzyskach w Barcelonie większość z nas wyjechała za granicę, przez co mieliśmy rzadszy kontakt ze sobą, choć akurat Rysiek przez większą część kariery grał w Polsce.