"Super Express": - Pewnie masz już dość pytań o zdrowie, ale... jak się czujesz po urazie kostki?
Sebastian Boenisch: - Opuchlizna zeszła dość szybko, nie odczuwam żadnego bólu i w zasadzie od piątku trenuję normalnie. Nic mi nie dolega.
- Od bardzo dawna nie rozegrałeś poważnego meczu. Czy lekarze lub trenerzy Werderu sugerowali ci, czy i jak długo możesz zagrać przeciw Portugalii?
- Niczego mi nie sugerowali. Reprezentacja Polski ma swojego lekarza, będę pod jego opieką, to on oceni mój stan zdrowia i zadecyduje, czy mogę grać. W niedzielę przed przylotem do Polski odbyłem godzinny trening, sprawdzian wypadł pozytywnie. Jestem w 100 procentach gotowy do gry. Gdyby było inaczej, to raczej nie przyleciałbym do Warszawy.
- Trener Smuda stwierdził, że tym powołaniem chciał ci dać dodatkową motywację do pracy, choć nie grasz na razie w Bundeslidze.
- I jestem mu wdzięczny za to i za wiarę we mnie. Wiem, że moja przerwa w grze była bardzo długa. To powołanie podbudowało mnie psychicznie. Miałem jakąś lżejszą głowę, gdy trener zadzwonił i powiedział, że mam przyjechać na kadrę. Jestem gotowy do wejścia na boisko.
- Ten mecz będzie zapoznaniem ze stadionem, na którym odbędzie się EURO. To ma dla ciebie znaczenie?
- Jestem ciekawy co za pałac postawili! Oglądałem Stadion Narodowy w Internecie i wygląda fantastycznie. Wierzę, że polscy kibice, których poznałem wcześniej, zrobią wspaniałą atmosferę podczas meczu. Zapoznanie ma wielkie znaczenie. Nawet tuż przed meczem wchodzi się na murawę, żeby poznać obiekt, boisko i wybrać odpowiednie buty i kołki.
- A propos butów: nie zapomniałeś zabrać tych z biało-czerwoną flagą i swoim nazwiskiem, które pokazywałeś nam w Duesseldorfie?
- Nie zapomniałem! Są całkiem nowe i wciąż czekają na pierwszy mecz. Na kilka treningów oczywiście je włożyłem, żeby trochę rozchodzić. Ale prawdziwy sprawdzian czeka je w spotkaniu z Portugalią.