Roger obudził Polaków

2009-02-12 10:00

80 minut bezładnej, sennej kopaniny i na koniec przepiękna bramka Rogera Guerreiro. Biało-czerwoni pokonali 1:0 Walię, ale Leo Beenhakker i jego piłkarze mają czym się martwić.

Wydawało się, że Walijczycy, którzy przyjechali do Portugalii bez niemal wszystkich najlepszych piłkarzy, będą łatwym kąskiem dla Polaków. Nic z tego! Po spotkaniu - próbie generalnej przed meczem o punkty z Irlandią Północną (28 marca) - można wyróżnić właściwie jedynie Rogera i to tylko za prześlicznego gola (Brazylijczyk technicznym lobem zza pola karnego zaskoczył walijskiego bramkarza).

- To nie przypominało meczu. Mieliśmy zagrać spotkanie towarzyskie, ale w pierwszej połowie było ono za bardzo towarzyskie - narzekał Beenhakker. - Nie popieram brutalnej gry, ale bez jakiejkolwiek "zdrowej" agresji nie można grać w piłkę. Patrząc na to, czułem się jak na jakichś dziwnych wakacjach, graliśmy jak panienki.

Polacy rozpoczęli z dużym animuszem. Już w 5. minucie po ładnym zagraniu Rafała Murawskiego i technicznej sztuczce Łukasza Garguły do piłki przed polem karnym dopadł Mariusz Lewandowski. "Lewy" huknął jednak tuż obok bramki. Wydawało się, że nasi piłkarze pójdą za ciosem, ale z minuty na minutę zaczęli grać coraz bardziej nieporadnie. Walijczycy przejęli inicjatywę i chwilami aż żal było patrzeć, z jaką łatwością ogrywali polskie gwiazdy. W 19. minucie po błędzie Łukasza Fabiańskiego Michał Żewłakow w ostatniej chwili wybił piłkę spod nóg szarżującemu na pustą bramkę Bellamy'emu, a kwadrans później znów niepewnego "Fabiana" uratowała poprzeczka.

W przerwie meczu zniecierpliwiony Beenhakker dokonał zmian. Na boisko wszedł Roger i to on okazał się zbawcą kadry. Przed nami 6 tygodni obaw, czy polscy piłkarze otrząsną się przed meczem z Irlandią Płn.

- Czy jestem zadowolony z tego zgrupowania? Nie, bo nie mogliśmy skupić się tylko na futbolu, to całe zamieszanie z prezesem Latą i Feyenoordem przeszkodziło moim piłkarzom - skarżył się Leo. - Teraz znów muszę się z nimi pożegnać na 5 tygodni. Więc nie jestem szczęśliwy. Ale - jak to mówimy w Holandii - shit happens (g... się przytrafia - red.).

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze