Kowalewski sam zesłał się na Sybir

2010-02-02 2:45

Ludzie w Polsce dziwnie reagują na mój transfer. Może niektórym wydaje się, że jadę na Syberię, aby z tajgi drewno sprowadzać, bo w Polsce to towar deficytowy? - mówi z przekąsem Wojciech Kowalewski (33 l.), który przez dwa lata będzie piłkarzem rosyjskiego Sybiru Nowosybirsk.

Przed kilkoma dniami polski bramkarz rozwiązał kontrakt z greckim Iraklisem Saloniki i z gorącej Grecji przeniesie się na mroźny wschód. Jednak zanim Kowalewski zaakceptował warunki Rosjan, zrobił rozeznanie zarówno o klubie, jak i samym mieście.

Przeczytaj koniecznie: Kowalewski wraca do Rosji

- W Moskwie spotkałem się z dyrektorem Lwem Strelcowem - opowiada Kowalewski. - Przepytałem też znajomych o życie w Nowosybirsku. Zdaję sobie sprawę, że nazwa miasta brzmi egzotycznie. Jednak tam żyje dwa miliony ludzi, w tym dwa tysiące Polaków. Jest opera, metro, jeden z największych ogrodów zoologicznych w Europie. Atrakcji nie brakuje. Choć nie zapominajmy, że jednak jadę tam grać w piłkę.


Rosjanie byli bardzo zdeterminowani, by pozyskać polskiego zawodnika.

- W negocjacje włączyła się nawet żona dyrektora Strelcowa - zdradza 11-krotny reprezentant Polski. - Zadzwoniła do mojej małżonki, aby namówić nas do przeprowadzki na Daleki Wschód. Ponadto już na spotkaniu w Moskwie przygotowano dla nas kilka apartamentów do wyboru. W kontrakcie zagwarantowałem sobie 120-metrowe mieszkanie.

Przeczytaj koniecznie: "Gibon" wróci do Ekstraklasy?

Na pewno minusem tego transferu jest daleka podróż na trasie Warszawa - Moskwa - Nowosybirsk.

- Z przesiadkami lot zajmuje blisko dziewięć godzin. Ale to i tak dobrze, bo... pociągiem jedzie się pięć dni. Jak będzie kończył się mój kontrakt z Sybirem, to do Polski wrócę właśnie pociągiem, bo będę miał sporo czasu - śmieje się "Kowal".


Przed laty Kowalewski zawitał do Nowosybirska jako piłkarz Spartaka Moskwa. Jego ówczesny klub wylosował Sybir w ćwierćfinale Pucharu Rosji.

- Graliśmy... 18 lutego. Pamiętam, bo na minusie było wówczas 18 stopni, a do tego padał śnieg. Wygraliśmy, ale porządnie zmarzłem. Jednak syberyjskich mrozów się nie boję, bo pochodzę z Suwałk, czyli polskiego bieguna zimna (śmiech). A poza tym choć w Nowosybirsku zimą temperatura spada do minus 40 stopni, to w lecie tyle stopni może być, ale na plusie.


W czwartek "Kowal" leci do Turcji, gdzie do nowego sezonu przygotowują się piłkarze Sybiru. - Pierwszy ligowy mecz gramy u siebie 15 marca z Terekiem Grozny. Jeśli w nim wystąpię, to będzie mój mecz nr 96. w lidze rosyjskiej. Sybir to beniaminek i nikt tu nie zgłasza mocarstwowych planów, ale nie zmienia to faktu, że wygrywać trzeba. Zresztą przydomek piłkarzy Sybira zobowiązuje. Kibice mówią o nich "Orły", więc nie wypada być nisko w tabeli - deklaruje Kowalewski.

Najnowsze