"Super Express": - Kiedy i od kogo dowiedział się pan o wyborze na trenera reprezentacji?
Waldemar Fornalik: - Podczas telewizyjnej relacji z konferencji prasowej, choć oczywiście będąc w gronie trzech kandydatów, w jakiś sposób mogłem się spodziewać, że to mnie wybierze zarząd PZPN. Zapewniam, że ciśnienie specjalnie mi nie skoczyło. Byłem przygotowany na każdy scenariusz. Także na porażkę. Byłbym pierwszy, który złożyłby gratulacje zwycięzcy.
- A pan odebrał życzenia od kontrkandydatów i swojego trenerskiego mistrza Oresta Lenczyka?
- Gratulacji było tak wiele, że jeszcze wszystkich nie zdążyłem odsłuchać.
- Ma pan 49 lat, podobnie jak Kazimierz Górski, kiedy został mianowany selekcjonerem. Wierzy pan, że to dobry omen?
- Nie jestem przesądny. Dla mnie wielką sprawą jest już fakt, że ktoś w mojej nominacji szuka analogii do objęcia kadry przez pana Kazimierza. To wielki zaszczyt zostać selekcjonerem reprezentacji, ale sam wybór mnie nie zadowala. Objąłem kadrę, by przysporzyła wiele radości naszym kibicom. Chcę, by utożsamiali się z nią wszyscy Polacy.
- Jaki los czeka "farbowane lisy", jak złośliwi nazywali piłkarzy "importowanych" do kadry z Niemiec czy Francji? W pana drużynie znajdzie się miejsce dla Ludo Obraniaka, Damiena Perquisa, Eugena Polanskiego czy Sebastiana Boenischa?
- O powołaniach będzie decydowała forma, a nie miejsce urodzenia. Każdy piłkarz z polskim paszportem, jeśli tylko swoją pracą udowodni, że na to zasługuje, będzie miał szanse na grę w reprezentacji.
- A co z "odstrzelonymi" przez Franciszka Smudę po aferach alkoholowych Arturem Borucem, Michałem Żewłakowem i Sławomirem Peszką? Da im pan szansę?
- To zbyt świeży temat, bym już dziś składał jakieś deklaracje. Na razie ich historie znam tylko z mediów, a to za mało, by mieć wyrobione zdanie.
- W poniedziałek stał się pan jedną z najważniejszych osób w Polsce. Dołączył do całkiem nowego dla siebie świata celebrytów. Nie boi się pan, że to nowe środowisko pana zmieni?
- Ja żyję w tym samym świecie, co przed nominacją, w Polsce. Wielokrotnie w różnych sytuacjach spotykałem się ze znanymi ludźmi, tzw. celebrytami, i nie widzę w tym niczego nadzwyczajnego. Ja celebrytą być nie zamierzam. Jestem trenerem i nim pozostanę.