Leo Beenhakker nie żyje. Tak wspomina go Jan Tomaszewski
Leo Beenhakker pracował w reprezentacji Polski w latach 2006-2009. W tym czasie doprowadził reprezentację Polski do pierwszego w historii awansu na Euro. Zmarł w wieku 82 latach po długiej i ciężkiej chorobie.
- Muszę przyznać, że kiedy Michał Listkiewicz zatrudnił Leo Benhakera, miałem pełne wątpliwości – zaczyna wspomnienia Jan Tomaszewski. - Dlaczego? Dlatego, że on przedtem prowadził Trynidad i Tobago, czyli drużynę, która nie miała nic wspólnego z Europą. Jednak okazało się, że ten Michał miał rację, przyznałem mu ją, że zatrudnił Beenhakkera. To był pierwszy trener, który wprowadził nas do finałów mistrzostw Europy – zaznacza Tomaszewski.
Kim był Leo Beenhakker, były selekcjoner reprezentacji Polski? Sylwetka, choroba, osiągnięcia
- Wprawdzie za pana Kazimierza Górskiego byliśmy od piątego do ósmego miejsca klasyfikowani, ale wówczas w finałach startowały tylko cztery drużyny i my nie zakwalifikowaliśmy się. Trochę były nieporozumienia później, jak odszedł Michał Listkiewicz i Grzesiek Lato go zwolnił pod autobusem. To było nieprzyjemne. Oczywiście każdy trener kiedyś odchodzi, ale trzeba to załatwić, przepraszam, w cywilizowany sposób. Niestety to zostało zaprzepaszczone i sądzę, że on miał do nas, do Polaków, miał pretensje cały czas. No cóż, można go tylko za to przeprosić – podkreśla Jan Tomaszewski.
Jan Tomaszewski: Beenhakker był naprawdę dobrym trenerem
Kibice w Polsce wspominają Leo Beenhakkera jako świetnego trenera, pod wodza którego reprezentacja Polski przez długi czas grała bardzo efektowny, ofensywny futbol. Wszyscy pamiętamy na przykład niesamowite zwycięstwo z Portugalią.
- No i co mogę powiedzieć... Niech mu ziemia lekką będzie, bo na to zasłużył. Był naprawdę dobrym trenerem, gdzie się nie załapał, to te jego wyniki były powyżej średniej. Tu trzeba przyznać, że Leo Beenhakker miał nieprawdopodobne wyczucie i ja się przyznaję do błędu. Na początku byłem mu przeciwny, ale zmieniłem zdanie. On potem był szanowanym starszym panem, który potrafił swoje zdanie powiedzieć i to zdanie było akceptowane – kończy zasmucony Tomaszewski.