Choć obrońca reprezentacji Polski odszedł z Torino do AS Monaco już niemal cztery lata temu, w wakacje 2016 roku, to jednak cały czas wspomina okres, w którym występował w Serie A. I trudno mu się dziwić - w kasztanowej części Turynu do dziś bowiem cieszy się niesamowitą estymą z uwagi na fakt, że pełnił funkcję kapitana zespołu. Właśnie z tym aspektem związana jest szczególna historia wiążąca Polaka z wydarzeniami sprzed 71 lat.
Jednorożec, sukienka księżniczki i masa balonów. Tak Lewandowscy świętują trzecie urodziny Klary
Zawsze w rocznicę katastrofy bowiem przedstawiciele Torino odwiedzają miejsce upamiętniające ofiary, odczytując ich nazwiska. Czynność ta przypada kapitanowi aktualnego zespołu, a Kamil Glik pozostaje jedynym piłkarzem spoza Włoch w historii, któremu udało się dostąpić tego zaszczytu. I choć od kilku lat piłkarska kariera Polaka nie jest już związana z Piemontem, to w dalszym ciągu utożsamia się on ze swoim byłym klubem.
"Jeden z najsilniejszych zespołów na świecie... To duma wyczytać nazwiska niezwyciężonych" - napisal defensor "Biało-czerwonych".
Kto wie, jak potoczyłyby się dalsze losy Torino, gdyby do katastrofy nie doszło. Ówczesna drużyna "Byków" była hegemonem na włoskich boiskach i należała do zdecydowanie najlepszych ekip piłkarskich świata. Niestety, jej wspaniałe występy przerwała ogromna tragedia.
Liga niemiecka szykuje się do powrotu. Co z zakażonymi koronawirusem w Kolonii?