"Super Express": - Od ponad dwóch lat jesteś zawodnikiem Parmy. Wyjeżdżałeś z Polski jako 16-latek. Jak bardzo zmieniłeś się w tym czasie?
Bartłomiej Maliszewski: - Na pewno zmieniłem się jako osoba, spokorniałem. Włoska szkoła zmieniła mnie jako piłkarza. Nauczyłem się nowych rzeczy zw bramkarskim rzemiośle. Było sporo pozytywów, jak chociażby powołanie do kadry meczowej na mecz o Puchar Włoch, a także treningi z pierwszą drużyną.
- Czy trudne były początki we Włoszech?
- Najtrudniejsze było przestawienie się mentalne. Tym bardziej, że do samego końca okna transferowego nie wiedziałem, czy w ogóle tutaj trafię. Jeszcze w weekend grałem w meczu CLJ, a dwa dni później już podpisywałem kontrakt z Parmą. Od strony emocjonalnej był to prawdziwy roller coaster. Na początku nie było łatwo, szczególnie pod kątem językowym, ale szybko odnalazłem się w nowej rzeczywistości. Wszystko się ułożyło.
- Informacja o twoich treningach z pierwszym zespołem Parmy zbiegły się z wiadomością o transferze Gianluigiego Buffona do tego klubu. Jak to jest trenować ze sportowym idolem?
- Gdy przychodziłem do Parmy nie dało się nie odczuć jak wielkim szacunkiem cieszy się ten zawodnik. W zasadzie w każdym miejscu znajdują się zdjęcia z Gigim, są prezentowane jego osiągnięcia. Bez wątpienia, to najlepszy zawodnik, który tutaj kiedykolwiek grał. Sam jako dziecko inspirowałem się nim. Przychodząc do Parmy nie przypuszczałem, że kiedykolwiek będę mógł przebierać się w jednej szatni z piłkarzem takiego formatu. Tymczasem po kilku miesiącach okazało się, że będziemy kolegami z szatni. Przez jakiś czas sam w to nie dowierzałem.
- Dzieli was 26 lat. Jakie były wasze relacje?
- Gigi jest najnormalniejszym facetem. Mimo, że osiągnął w futbolu w zasadzie wszystko, nie daje po sobie poznać, że jest gwiazdą. Zawsze z szacunkiem odnosi się do każdego. Mamy bardzo dobre relacje, normalnie rozmawiamy.
- Czyli filmiki z mediów społecznościowych Parmy, na których on śpiewa podczas wkupnego, lub gra w „Kamień, papier, nożyce” nie są aranżowane w celach marketingowych?
- Nie, Gigi jest duszą towarzystwa. Jeżeli o coś się go poprosi, to zawsze służy pomocą i nie ma różnicy, czy rozmawia z kimś bardziej doświadczonym, czy takim „gołowąsem” jak ja.
- Jak często radzisz się go w sprawach bramkarskich?
- Nie ukrywam, że podpatruję jego ustawienie, jak wygląda komunikacja z drużyną. Jeżeli mam jakieś pytanie o zachowanie w konkretnej boiskowej sytuacji zawsze wiem, że mogę go zapytać. On jest jak książka, sportowa encyklopedia, którą można byłoby czytać i studiować bez końca. Jestem pod wrażeniem zaangażowania. Nawet jeżeli nie gra z powodu kontuzji, zawsze schodzi do szatni, aby jeszcze przed meczem zdopingować kolegów. Jest ważny dla drużyny nie tylko sportowo, ale także mentalnie.
- W tym roku Buffon skończył 44 lata, a nadal utrzymuje dyspozycję, która pozwala mu grać na poziomie Serie B.
- Przyznam, że podziwiam go w tym względzie. Mając takie osiągnięcia, taką przeszłość nadal mu się chce. Widać, że kocha to, co robi, ma w tym niesamowitą motywację. Jego obecny kontrakt wygasa po przyszłym sezonie, ale już koledzy w szatni żartują, że nie jest to ostatnia umowa z Parmą.
- Czyli jest on dla ciebie motywacją?
- Z pewnością, chociaż w tej chwili chcę zrobić wszystko, aby moja kariera chociaż w jakimś procencie przypominała jego. Obecnie trenuję z pierwszą drużyną, w rozgrywkach ligowych uczestniczę w drużynie Primavery. Ciężko pracuję, aby otrzymać swoją szansę.