"Super Express": - Iga podkreśla, że igrzyska to dla niej najważniejszy turniej. Również ze względu na rodzinne tradycje i olimpijskie opowieści, których nasłuchała się od pana już jako mała dziewczynka.
Tomasz Świątek: - W naszym domu sport był zawsze obecny, a pamiątki olimpijskie z Seulu wisiały. Nie było ich co prawda dużo, bo nie zrobiłem na tych igrzyskach dobrego wyniku. Zajęliśmy 7. miejsce, wygrywając finał B. Jednak przeżycia, które miałem, mocno zapadły w pamięć i opowiadało się różne olimpijskie historie. Pamiętam jak raz na stołówce czekałem w kolejce i przede mną stanęła Steffi Graf, a za mną Gabriela Sabatini (dwie legendarne tenisistki, red.). Niestety to były takie czasy, że nie miałem telefonu, żeby zrobić zdjęcie. Wszystkie wspomnienia zapisały się w pamięci.
- Na początku sportowych dróg Igi i jej starszej siostry Agaty chciał pan, żeby córki trenowały indywidualną dyscyplinę. Czy to również w związku z wioślarskimi doświadczeniami i wynikiem w Seulu?
- Szczerze mówiąc, tak. Wioślarstwo to specyficzna dyscyplina. Jak siedzi czterech facetów, jak było w naszym przypadku, w jednej łodzi i jeden na przykład niedomaga, to ta łódź już nie popłynie tak jak trzeba. Dlatego też chciałem żeby córki same odpowiadały za sukcesy oraz porażki. Zawsze tłumaczyłem Idze: "Wygrasz? Cały splendor jest twój. Przegrasz? Niestety, porażka też jest twoja i musisz sobie z nią radzić".
- Iga ma już w dorobku złoto olimpijskie. W 2018 roku razem z Kają Juvan triumfowała w deblu w Młodzieżowych Igrzyskach w Buenos Aires. To doświadczenie może jej pomóc, czy to kompletnie inna bajka?
- Uważam, że jej pomoże i to bardzo. Iga w mniejszym stopniu, ale dotknęła tego tematu, to był pewnego rodzaju przedsmak tego co ją czeka. Zawsze uważałem, że igrzyska to specyficzna impreza, jakby dwie imprezy w jednej. Co innego życie w wiosce, a co innego życie na korcie czy - jak w moim przypadku - torze wioślarskim. To dwa odrębne światy i tylko jak ktoś umie odnaleźć się w jednym i drugim, to idzie do przodu i stać go na dobry wynik. Teraz te igrzyska to oczywiście wielka niewiadoma, bo wszystko odbywa się w ścisłych COVID-owych rygorach i trzeba się będzie to tego wszystkiego dostosować. Dlatego bardzo się cieszę, że Iga mogła zabrać ze sobą swoją psycholog, bo jej wsparcie może być istotnym elementem. Tym bardziej, że przecież znów walka toczyć się tam będzie bez kibiców.
- Przed igrzyskami w Tokio od początku było założenie, że Iga powalczy o medale w singlu i mikście z Łukaszem Kubotem? Nie kusiło, żeby spróbować też w deblu?
- Wbrew pozorom my jako Polska nie jedziemy z wielkim wachlarzem zawodników i nie możemy układać sobie tych klocków, dokładnie tak jak byśmy chcieli. Poza tym rywalizacja tenisistów trwa tydzień i musi być też czas żeby odpocząć. W mikście jest 16 par, więc niedużym nakładem sił można znaleźć się blisko strefy medalowej. A każdy medal na igrzyskach, niezależnie od tego czy zdobyty indywidualnie czy w mikście, to ogromny zaszczyt.
- Iga już jako 15-latka w pierwszym wywiadzie dla "Super Expressu" na pytanie, jakie jest jej największe sportowe marzenie, odpowiedziała, że złoto olimpijskie. Presja oczekiwań będzie w związku z tym jeszcze większa?
- To tak nie działa. Tenis to taka dyscyplina, że jedna osoba wygrywa, a reszta kończy turniej jako przegrani. Iga ma duże ambicje, ale to sport i różne rzeczy mogą się przytrafić. Może gorzej trafić z losowaniem, może gorzej się czuć danego dnia, ale nawet jak szybko odpadnie, to nikt jej nie będzie o głowę skracał. Daje z siebie wszystko, odnosi kolejne sukcesy, jest dopiero u progu kariery.
- W przypadku olimpijskich niepowodzeń Agnieszki Radwańskiej reakcje były ostre...
- Ja wiem. Niestety, część osób czasami pompuje ten balonik, myśli o tym, co będzie, a czego jeszcze nie ma. Nie da się zaplanować zwycięstw. Iga zawsze stara się od tego odciąć, ale coś tam z tego zgiełku w prasie, telewizji czy mediach społecznościowych dociera do zawodnika i nawet teraz w czasie ostatniego Roland Garros tak było. To ważne, że ona sama doskonale wie, po co startuje na tych igrzyskach. Nikt jej tam jechać nie kazał, sama o tym marzyła i pragnie dać z siebie wszystko. Jednak im większy bagaż oczekiwań na siebie nałoży, tym faktycznie będzie jej ciężej. Ale jeśli wyjdzie na kort zagrać dobry tenis, będzie się tym bawiła jak na fajnej sportowej przygodzie, to wierzę, że będzie dobrze.
- Dużo znanych tenisistek wycofało się z turnieju olimpijskiego.
- Układ COVID-owy, który obowiązuje nas od prawie półtora roku, jest tak bardzo ciężki do udźwignięcia mentalnie dla tenisistek, że wiele dziewczyn nie potrafi sobie z tym poradzić.
Rozmawiał Michał Chojecki