- Jak pan skomentuje pierwszy występ Igi Świątek w Tokio?
Piotr Sierzputowski: - Było OK. Dałbym Idze solidną czwórkę z plusem. To jest pierwsza runda, pierwszy raz na igrzyskach. Iga zagrała na tyle solidnie, żeby wygrać to w godzinę i siedem minut, czyli nie dołożyła sobie niepotrzebnej roboty. W tym meczu po prostu była lepszą zawodniczką. Nie grała tego, co potrafi najlepiej, zagrała - powiedzmy sobie szczerze - sporo poniżej swoich oczekiwań. Ale takie są te pierwsze mecze na takich imprezach, często są najtrudniejsze. Trzeba się przez to przebić i mam nadzieję, że z meczu na mecz będzie coraz lepiej. Jest trochę roboty do zrobienia przed następnym spotkaniem.
- Ten kort pasuje Idze? Wydaje się dość szybki jak na hardcourt (nawierzchnia twarda).
- Ciężko powiedzieć czy pasuje, bo przy tak szybkiej nawierzchni dużo zależy od dyspozycji dnia i nastawienia, niekoniecznie od tego jak się gra, więc zobaczymy jak będzie.
- Iga jako olimpijska debiutantka odczuwa większą tremę?
- Oj, na pewno! I jestem sam ciekawy jak sobie z tym poradzi. To jest super wyzwanie dla niej. Myślę, że żaden Szlem nie robi na niej tak dużego wrażenia jak igrzyska. Ja jako trener staram się z niej trochę ten stres i presję zdejmować, ale dla niej to i tak będzie najważniejszy turniej w tym roku, więc myślę, że oczekuje od siebie bardzo dużo. Na razie jest do przodu i z tego się trzeba cieszyć. W drugiej rundzie poprzeczka będzie zawieszona już dużo wyżej, więc fajnie, że był taki mecz jak dzisiaj, w którym można było poczuć trochę ten kort, atmosferę i zobaczyć jak to jest i do tego na Korcie Centralnym czyli większego już nie będzie
ZOBACZ TAKŻE: Iga Świątek po pierwszy meczu w Tokio: Stres jest naprawdę duży. Dopiero teraz to zrozumiałam
- W 1/4 finału Iga może wpaść na Naomi Osakę.
- Koncentrujemy się tylko na najbliższym meczu. Nigdy nie było tak, żeby ktoś z nas spojrzał w drabinkę dalej.
- Warunki w Tokio są bardzo ciężkie. Upał a do tego wysoka wilgotność. Iga straciła dużo sił?
- Myślę, że tak szybko wygrany mecz nie będzie mia wpływu na następne spotkania. 24 godziny i organizm wraca do grania na sto procent możliwości
Korespondencja z Tokio, Michał Chojecki