- Była trema związana z olimpijskim debiutem?
Iga Świątek: - Stres jest naprawdę duży, większy niż normalnie. Mimo tego, że mój tata mi dużo opowiadał o igrzyskach, to dopiero jak tu przyjechałam, to zrozumiałam jak to właściwie jest i czym różni się ten turniej od reszty. Cieszę się, że jestem już w drugiej rundzie i będę miała kolejną okazję, żeby zdobyć więcej doświadczenia, bo wiem, że igrzyska jako turniej są dziwne, kolokwialnie mówiąc. Wszystko jest inne i do wszystkiego trzeba się przyzwyczaić. Tutaj też pogoda jest wymagająca, na pewno nie gramy w europejskich warunkach. Cieszę się, że pokonałam już jet lag (problemy po zmianie strefy czasowej, red), a myślę, że do tego upału też przyzwyczaję się w kolejnych dniach i z dnia na dzień będę się czuła coraz luźniejsza na korcie.
- Czym ten turniej różni się głównie od normalnych turniejów WTA?
- Nawet tą sytuacją tutaj, w strefie wywiadów. Nigdy po moim meczu nie czekało na mnie tylu polskich dziennikarzy. Cieszę się, że jesteście, ale to też jest dla zawodników inne. Inne jest też mieszkanie w wiosce olimpijskiej, w której jest bardzo dużo ludzi, dużo chaosu czasami i skupisk jak na stołówce, która jest głównym punktem w wiosce. Inne jest też przygotowanie do turnieju, wszystkie rutyny musieliśmy trochę zmienić. Dopiero teraz zrozumiałam dlaczego igrzyska są takie wyjątkowe i czemu wielu zawodników poświęca pierwszy występ olimpijski na zdobywanie doświadczenia.
- Jaki był plan taktyczny na mecz z Moną Barthel?
- Przede wszystkim chciałam, żeby moja zawodniczka była cały czas w ruchu. Jest dość wysoka, wiec uznałam, że niskie piłki będą dla niej wymagające, ale z drugiej strony grałam też często top-spinem (uderzenie z postępującą rotacją, po której piłka odbija się wysokim kozłem, red.), bo mimo wszystko wolałam grać trochę bezpieczniej. To był mój pierwszy mecz tutaj, więc spodziewałam się, że będzie dużo błędów z obu stron, a top-spin to moje ulubione uderzenie i wolałam być pewna, że ta piłka wejdzie w kort. Mam nadzieję, że z każdą kolejną godziną spędzoną tutaj na korcie będę się rozkręcać i rozluźniać, bo na pewno warunki meczowe, cały stres i cała otoczka związana z igrzyskami sprawiają, że potrzebuję jeszcze trochę czasu, żeby się przyzwyczaić.
- Często jesteś zaczepiana w wiosce przez innych sportowców?
- Zależy co oznacza słowo "często". Obserwowałam Novaka Djokovicia na stołówce i do niego podchodzili ludzie co 30 sekund. Ja spotkałam się może trzy razy ze sportowcami z innych dyscyplin i krajów, którzy faktycznie mnie kojarzyli i chcieli wspólne zdjęcie. To jest bardzo miłe, bo pokazuje, że ludzie doceniają moją pracę. Cieszę się też, że mam okazję poznać się z innymi sportowcami, bo to jest zupełnie coś innego niż podróżowanie cały rok z tenisistkami w tourze.
- Oglądałaś ceremonię otwarcia igrzysk?
Tak, ale do połowy i już spałam, gdy nasza reprezentacja szła. Myślę, że obejrzę retransmisję, bo to jest jednak wyjątkowe przeżycie.
Korespondencja z Tokio, Michał Chojecki