VIDEOBLOGI SE: Piotr Koźmiński. Były piłkarz Arsenalu i Barcelony dostał ofertę z polskiej ligi

2017-08-08 9:00

To byłby transferowy hit. Aleksandr Hleb (36 l.), były piłkarz Barcelony i Arsenalu, dostał ofertę występów w jednym z klubów polskiej ekstraklasy. Białorusin jest skłonny pochylić się nad propozycją z Polski, ale nie za takie pieniądze jakie mu zaoferowano. Choć przyznać trzeba, że wcale nie jest taki drogi. Dziś na vlogu o wielkich gwiazdach piłki, które mogą/mogły trafić nad Wisłę.

Aleksandr Hleb, czyli 10 tysięcy euro netto to minimum

Sprawa Hleba jest bardzo świeża, dosłownie sprzed kilku dni, zresztą wciąż aktualna. Przedstawiciel jednego z klubów występujących w naszej Ekstraklasie nawiązał bezpośredni kontrakt z piłkarzem. Hleb byłby skłonny przemyśleć propozycję, ale pod warunkiem, że pod względem ekonomicznym będzie dużo wyższa niż to co usłyszał na początku negocjacji. A w pierwszej rozmowie przekazano mu, że mógłby liczyć 5 tysięcy euro miesięcznie netto plus premie, ale coś takiego Białorusin natychmiast odrzucił. Potem zaoferowano mu 7 tysięcy euro, ale i taka kwota nie zadowala 77-krotnego reprezentanta Białorusi. Hleb i jego agent podali swoje warunki: 10 tysięcy euro netto miesięcznie to kwota minimum za jaką były gracz Arsenalu jest gotów pomyśleć o przeprowadzce do Polski. A zatem 120 tysięcy euro rocznie, czyli kontrakt jaki w polskiej lidze ma wielu piłkarzy. Sprawa jest otwarta dopóki Hleb nie znajdzie klubu w innym kraju, ma też możliwość pozostania na Białorusi.


(fot. East News)

Generalnie to piłkarz o CV, którego może mu wielu pozazdrościć. Hleb jest wychowankiem BATE Borysów, z którego w 2000 roku (razem z bratem) wyjechał do niemieckiego VfB Stuttgart. Niemcy zapłacili za obu około 150 tysięcy euro. Tam spędził aż pięć lat, zagrał w Bundeslidze 137 meczów i strzelił 13 goli. Następnie przeniósł się do Arsenalu, gdzie grał w latach 2005-2008. Anglicy zapłacili za niego 15 milionów euro. Efekt to 89 występów w Premier League i 7 goli. Największym sukcesem z „Kanonierami” był awans do finału Ligi Mistrzów w 2006 roku. Hleb był pierwszym Białorusinem, który zagrał w finale Champions League.

16 lipca 2008 roku przeszedł testy medyczne w Barcelonie, a następnie podpisał czteroletni kontrakt. Arsenal dostał za niego w sumie 17 mln euro (15 mln kwota podstawowa i 2 w bonusach). W Katalonii nie przebił się jednak do pierwszego składu, choć w premierowym sezonie w Barcelonie wywalczył potrójną koronę. Barca wypożyczała go następnie do VfB Stuttgart, Birmingham i Wolfsburga. Później grał między innymi w Krylia Sowietow, ponownie BATE Borysów, dwóch klubach tureckich (Konyaspor, Genclerbirligi) i ponownie w Krylia Sowietow, gdzie niedawno wygasł mu kontrakt. Obecnie Hleb nie ma klubu.

Adu nie chciał słyszeć o Widzewie

Bardzo głośna była też ostatnio sprawa przyjazdu Freddiego Adu (28 lat) do Sandecji Nowy Sącz. Amerykanin, niedoszły następca Pelego, okrzyknięty kiedyś największym talentem świata, bardzo się zraził tym, co go tu spotkało. Do Polski sprowadził go dyrektor sportowy klubu Arkadiusz Aleksander, ale nie poinformowano o tym trenera Radosława Mroczkowskiego, który zrobił straszną awanturę, gdy się dowiedział, że Adu jest już w Nowym Sączu. Sprawa rozeszła się po całym świecie, zrobiło się nieciekawie, a zawodnik mocno się rozczarował i napisał na twiterze wprost, że po raz kolejny został wykorzystany marketingowo. Amerykanin był tak wkurzony i rozżalony, że nie chciał słyszeć o kolejnych propozycjach z Polski mimo że takie zostały mu złożone.


(fot. East News)

A dokładniej: grupa menedżerów skontaktowała się z Freddym, pytając czy byłby zainteresowany spróbowaniem sił w Widzewie Łódź. Adu jednak tak mocno nastawił się na powrót do USA, że nie chciał o tym słyszeć, w związku z czym pośrednicy ostatecznie do Widzewa się nie zgłosili. W międzyczasie pojawił się inny plan, aby zaproponować go... Stilonowi Gorzów, ale, podobnie jak w przypadku Widzewa, kontynuowanie tematu nie miało sensu ze względu na to, że Freddy kategorycznie odmawiał przedłużenia pobytu w Polsce. I w sumie trzeba przyznać, że historia Adu jest bardzo smutna. Wykreowany na następcę Pelego, z roku na rok sportowo staczał się coraz bardziej. Zaliczył epizody i w lidze fińskiej, i w serbskiej, ale pobyt w Sandecji uzna chyba za jedno z najczarniejszych zdarzeń w karierze. A wracając jeszcze na chwilę do Stilonu: wprawdzie to nie tego kalibru nazwisko co tu poruszane, ale rok temu bliski gry w tym klubie był znany Czech Rudi Skacel, były zawodnik Olympique Marsylia, Panathinaikosu, Herthy Berlin, Southamptonu czy Slavii Praga. Ostatecznie do transferu jednak nie doszło.

Forlanowie bardzo się cenią

Całkiem niedawno propozycję gry w Polsce dostał też Diego Forlan (38 lat), co ujawniłem jako pierwszy. Propozycja była na dość podobnym poziomie finansowym co w przypadku Hleba – około 100 tysięcy euro brutto za sezon. Początkowo, zanim padły konkretne kwoty, Forlanowie byli zainteresowani. Stwierdzili, że sprawa występów w Polsce jest otwarta, pytanie jednak zasadnicze: za ile. W imieniu Diego negocjował jego ojciec Pablo, były piłkarz i trener, który – podobnie jak syn – ma na koncie między innymi zwycięstwo w Copa America. 100 tysięcy euro za sezon dla najlepszego piłkarza mundialu w 2010 roku okazało się jednak zdecydowanie za mało. Pablo Forlan grzecznie, ale stanowczo podziękował za propozycję i nie chciał kontynuować tematu.


(fot. East News)

W tym samym czasie klan Forlanów negocjował z kilkoma innymi klubami, a najpoważniejszym kandydatem do pozyskania 38-latka był norweski klub Sonderfjord. To średniak tamtejszej ligi, ale dzięki wsparciu sponsorów miał uzbierać 550 tysięcy euro za sezon dla Forlana, bo tyle zażyczył sobie Urugwajczyk. To byłoby wyrównanie najwyższych kontraktów w historii tej ligi (wcześniej tylko 2 piłkarzy zarabiało na tym poziomie), ale ostatecznie sprawę zablokował trener tego klubu, Lars Bohinen. W związku z tym Forlan wciąż jest graczem do wzięcia. Z ostatnich informacji wynika, że możliwy jest jego powrót do ligi indyjskiej, gdzie miał już okazję występować. W 2016 roku był graczem Mumbai City i w 12 meczach strzelił 5 goli.

Klose i Essien jednak nie dla Legii

Być może właśnie tego piłkarza najbardziej (mi) szkoda w kontekście tego, że nie trafił do Polski, choć była na to szansa. Chodzi o znaną sprawę Miroslava Klose (39 lat) i jego niedoszłego transferu do Legii. Zdaniem działaczy mistrza Polski to sam menedżer najlepszego strzelca w historii niemieckiej kadry zaproponował Miro klubowi z Łazienkowskiej, latem 2016 roku. Z tego co ustaliłem niedawno, sprawa nie doszła do momentu rozmowy o pieniądzach, ale to podobno nie było w tym wszystkim najważniejsze. Klose swoje już zarobił, miało mu chodzić o to, aby jego synowie (bliźniacy) podszkolili polski język. A propos: kiedyś wujek Miro, przesympatyczny Bogdan Jeż, były sędzia piłkarski, mówił mi, że bliźniacy mają chyba jeszcze większy talent niż ojciec. No, zobaczymy co z nich wyrośnie, ale na razie nazwiska Klose w barwach Legii nie zobaczymy. Zadecydowała podobno opieszałość w odpowiedzi. Prezes Legii miał się określić do konkretnego dnia i godziny, ale na Łazienkowskiej nie byli przekonani czy wchodzić w to, bo w klubie wciąż był Nemanja Nikolić. Druga strona poczuła się trochę zlekceważona, transfer upadł, a Klose ostatecznie zakończył karierę.


(fot. East News)

A pozostając na Łazienkowskiej, jeszcze dwa mocne nazwiska przewijały się w kontekście tego klubu. Kilka miesięcy temu skontaktował się ze mną agent Michaela Essiena (35 lat), który szukał w Europie atrakcyjnego kierunku dla swojego klienta. Przekazałem nawet sprawę Legii, ale tu nie było o czym rozmawiać. Po pierwsze, mistrz Polski nie szukał gracza na tę pozycję, a po drugie warunki, czyli minimum 1,5 mln euro za sezon sprawiało, że rozmowy nie miały sensu. Niedługo później Ghańczyk wylądował w... Indonezji, podpisując kontrakt z zespołem Persib Bandung. Kasy jakiej żądał jednak nie otrzymał. Z nieoficjalnych informacji wynika, że choć został najlepiej opłacanym graczem tamtej ligi, to jego umowa opiewa na mniej niż milion dolarów za 12 miesięcy. W ostatniej kolejce były gracz Realu Madryt strzelił nawet gola, trzeciego w tym sezonie, ale generalnie jego zespół spisuje się dość kiepsko… Niedawno pojawiły się głosy, że Indonezyjczycy wyrzucą albo Essiena, albo drugiego suto opłacanego gracza, angielskiego napastnika Carltona Cole’a, właśnie ze względu na słabe wyniki. Ostatecznie „odstrzelono” Anglika. Essien póki co się uratował, ale generalnie marnie idzie ostatnio zarówno jemu, jak i jego żonie. Kilka miesięcy temu głośno było o tym, że pani Essienowa (Akosua Puni) kupiła włoski trzecioligowy klub Como za 237 tysięcy euro (na aukcji, cena wywoławcza była o 10 tysięcy euro niższa). Okazało się jednak, że coś nie gra z finansami i klub został relegowany do Serie D. A co do Legii – jakiś czas temu zaproponowano jej też znanego Portugalczyka Ricardo Quaresmę (34 lata). Szczegółów nie znam, ale w ciemno można zakładać, że były piłkarz Sportingu Lizbona, Barcelony, Interu Mediolan, Chelsea a obecnie Besiktasu był dla mistrza Polski za drogi.


(fot. East News)

Czyhrynski blisko Lecha?

Z Łazienkowskiej na chwilę przeniesiemy się jeszcze do Poznania. Latem 2016 roku pojawiły się informacje, że Dmitro Czyhrynski (31 lat), znany ukraiński obrońca, szuka pracy w Polsce. Plotkowano o Legii, ale działacze z Ł3 zdecydowanie zaprzeczali, że są zainteresowani byłym graczem Barcelony. A swoją drogą, to jeden z najdziwniejszych transferów w historii Dumy Katalonii, która zapłaciła Szachtarowi za Ukraińca 25 mln euro, a potem sprzedała Donieckowi z powrotem za 15 mln.


(fot. East News)

A wracając do Czyhrynskiego i „sprawy polskiej”. Faktycznie, latem 2016 roku zainteresowanie z Polski było: z moich informacji wynika, że byłemu graczowi Szachtara ofertę złożył Lech Poznań, ale Ukrainiec dostał wtedy lepszą(?) propozycję z greckiego AEK Ateny i do Polski ostatecznie nie przyleciał.

Tu opisałem historie niedoszłych transferów graczy z wielkimi nazwiskami, ale pewne jest, że prędzej czy później tego typu transfer do Ekstraklasy dojdzie do skutku...

Najnowsze