Kazimierz Greń

i

Autor: Kuba Czernikiewicz

Kazimierz Greń - konik wyhodowany we własnej stajni

2015-04-02 13:01

Kazimierz Greń to doskonały przykład człowieka, który nigdy nie idzie z prądem. Wydawałoby się, że rozpoznawalny działacz z Podkarpacia będzie robił wszystko, żeby w polskiej piłce zachodziły zmiany na lepsze. To jednak nie w jego stylu. Dużo ciekawiej dla "barona" z Rzeszowa zawsze było wtedy, gdy miał okazję trochę namieszać. Tak było za Grzegorza Laty, tak jest za Zbigniewa Bońka. Hasło "Łączy nas piłka" dla Grenia znaczy dokładnie tyle samo, co "lubię placki" dla jednej z kreskówkowych postaci.

Zawsze w ataku

Nie chodzi o boiskowe poczynania. Kazimierz Greń od kiedy został działaczem w 2004 roku zawsze starał się atakować. Nawet, jeśli wcześniej zgadzał się z kimś w pełni, to po pewnym czasie w stylu przyczajonego tygrysa dawał o sobie znać. Już od początku swoich rządów w Podkarpackim Związku Piłki Nożnej nie przyjmował pod swoim adresem żadnej krytyki. Wszyscy, którzy byli w opozycji do "barona" musieli pożegnać się ze stanowiskami. Terror Grenia poczuła także piłkarska centrala. Gdy Grzegorz Lato był wybierany na prezesa PZPN, jednym z jego pierwszych doradców został właśnie 53-latek. Wybitny reprezentant Polski szybko tej decyzji zaczął żałować. Okazało się, że Greń z Podkarpacia wyjdzie, ale jego nawyki z południowego wschodu - nigdy. "Baron" szybko odwrócił się od Laty i atakował przy każdej możliwej okazji, licząc na to, że przełożony szybko zostanie odwołany, a on sam przejmie schedę po nim.

Sąd odpuścił Greniowi. Kupiliście od niego bilety? Piszcie do nas!

"Łączy nas piłka". Do czasu

Gdy Kazimierz Greń zrozumiał, że w kolejnych wyborach nie ma szans na zwycięstwo, postanowił poprzeć kandydaturę Zbigniewa Bońka. "Zibi" nie wiedział na co się pisze, a hasło jego kadencji "Łączy nas piłka" nie pozwalało mu odrzucić poplecznika. Gdy tylko nasz bohater zauważył, że na Bońka nie będzie mógł łatwo wpływać, zaczął nerwowo tupać nóżkami i coraz głośniej krzyczeć. Znowu przeszedł do ataku, znowu wyszła u niego dusza opozycjonisty, znowu próbował zwrócić na siebie uwagę dziennikarzy, wywlekając brudy piłkarskiej centrali. Jak choćby w przypadku tzw. afery podsłuchowej. Ofiarami stali się wtedy jeszcze Lato i Zdzisław Kręcina. Na Bońka podkarpacki "baron" haków raczej nie miał, więc jego próby kończyły się zazwyczaj ośmieszeniem samego siebie. Kazimierz Greń mógł się mścić na "Zibim". Za co? Jeszcze kilka lat przed tym, jak Boniek został prezesem PZPN, były piłkarz Juventusu Turyn mocno śmiał się z rzeszowskiego "księcia". - Kończ waść, wstydu oszczędź - zakończył wtedy swoją wypowiedź na temat ewentualnej kandydatury Grenia na dyrektora sportowego reprezentacji.

Król futsalu

Mieliśmy już króla przedmieścia, króla skoczni narciarskich, a nawet Króla Maciusia. Król futsalu był więc dla nas zjawiskiem zupełnie nowym. Tymczasem właśnie takie stanowisko piastował Kazimierz Greń. Oczywiście oficjalnie tak się to nie nazywało, ale gdy tylko ktoś wtrącał się w jego pion, szybko był atakowany. Wyjątków nie stwierdzono. Dostało się m.in. Bońkowi, który ingerował w decyzję o usunięciu Wisły Kraków z futsalowych rozgrywek. Wtedy właśnie zaczął budować nową opozycję, mającą strącić prezesa PZPN ze stanowiska.

Patataj do Dublina. Prrrr ze stołka

Miarka "osiągnięć" Kazimierza Grenia przebrała się w minioną niedzielę w Dublinie. Wielki "baron", król futsalu, naczelny opozycjonista, ale także, jak się okazało, konik! 53-latek przed meczem eliminacyjnym Irlandia - Polska sprzedawał rodakom bilety po znacznie zawyżonych cenach. Miał przy tym sporo pecha, ponieważ o całej sytuacji dowiedziała się policja, która natychmiast go aresztowała. Nasz rumak z Podkarpacia szybko więc pogalopował za kratki, co prawda na krótko, ale stał się pożywką dla wszystkich mediów w kraju. To wreszcie dziennikarze chcieli Grenia, a nie na odwrót. Nie o taką uwagę chyba jednak chodziło prezesowi Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej. - Tej sprawy na pewno nie zamieciemy pod dywan - zapowiedział Zbigniew Boniek. To doskonała okazja, żeby pozbyć się filantropa Grenia z polskiej piłki. Czy jednak nie można było zrobić tego wcześniej, zanim poczuł się tak pewnie w strukturach? Nie możemy rozwijać futbolu w Polsce, jeśli ludzie nim sterujący zamiast pracą, będą zajmować się ciągłym spiskowaniem i atakowaniem współpracowników. Teraz pegaz, miejmy nadzieję, odleci daleko w niepamięć.

KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!

ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail

Najnowsze