- To definitywna decyzja? Kończy pani z reprezentacją Polski?
Joanna Wołosz: Tak, to był mój ostatni turniej. Tę decyzję podjęłam już dawno temu. Rozmawiałam z trenerem o tym na samym początku roku. I ogromnie się cieszę, że mogłam ten cykl zakończyć takim turniejem. Wydaje mi się, że wykonałyśmy bardzo dużo dobrej pracy przez te ostatnie lata. Jestem dumna, że mogłam brać udział w tym projekcie i ogromnie wdzięczna, że mogłam być częścią drużyny trenera Lavariniego. Przez 14 lat w sumie nosiłam koszulkę i reprezentowałam Polskę.
- Malwina Smarzek przed chwilą powiedziała, tutaj w strefie wywiadów że - tu cytat - "głupoty pani gada" z tym końcem kariery. I że będzie namawiać panią, żeby została w kadrze. Są szanse, że zmieni pani decyzję?
- Nie wiem, wiadomo jak to w życiu bywa. Ale wiem, że to jest dobry moment na to i myślę, że dałam z siebie 100 a nawet 150 procent. I też nie jestem najmłodsza. Wiem, że są starsze dziewczyny i panowie ode mnie, którzy wciąż grają. Ale wiem też jak moje ciało teraz reaguje, jak się regeneruje. Wydaje mi się, że to jest słuszna decyzja. Taką podjęłam i przede wszystkim chciałabym powiedzieć, że cieszę się z tego, że mogłam reprezentować Polskę na tych najważniejszych turniejach.
- Ta reprezentacja poradzi sobie bez takiego generała?
- Dziękuję za takie słowa. Wiem, że dziewczyny sobie poradzą. Na pewno tych generałów znajdziemy jeszcze.
- Koleżanki wcześniej znały pani decyzję?
- Mówiłam dziewczynom podczas tego sezonu, ale chyba nikt mnie nie wziął na serio. W seniorskiej kadrze jestem od kiedy miałam 20 lat, a wieku 15 lat byłam w kadrze kadetek. To jest więcej niż połowa mojego życia. I to nie jest taka decyzja, która przychodzi jednego dnia i mówi się, że dzisiaj sobie kończę karierę. Nie chcę stracić tego momentu, w którym będę mogła poukładać sobie życie, będąc jeszcze młodą, sprawną osobą. Na razie chcę spędzić jeszcze te ostatnie dni z najlepszymi dziewczynami, z najlepszym zespołem, który mógł mi się trafić. Bardzo cieszę się, że trener Lavarini zostaje i będzie kontynuował pracę z dziewczynami, bo widać efekty i widać, że naprawdę to idzie w bardzo dobrym kierunku.
- Wracając jeszcze do meczu z Amerykankami, które ostatnio pokonywałyście. Dlaczego ten mecz tak wyglądał?
- Wyszło na pewno doświadczenie i to, że Amerykanki tych ćwierćfinałów na igrzyskach grały dużo więcej niż my. To był nasz pierwszy taki mecz i wydaje mi się, że mentalnie Amerykanki podeszły do tego meczu idealnie. Zaczęły go bardzo agresywnie. Można powiedzieć, że przed meczem one bardziej miały ten nóż na gardle, że muszą ten mecz wygrać. My nie musiałyśmy nic. U nas na pewno wyszedł brak tego doświadczenia. Trochę miałyśmy przez dwa pierwsze sety powiązane nogi. Szkoda, że zaczęłyśmy tą walkę dopiero od trzeciego.
- W trzecim secie miałyście dużą przewagę. Co się wtedy z wami stało?
- One grały naprawdę twardo cały mecz, w ataku bardzo mocno i nakręcały się. Świetną pracę wykonały w tym trzecim secie, że odrobiły tak dużą przewagę. Szkoda, że tego nie utrzymałyśmy, bo jakbyśmy je może złamały w trzecim secie, to ten mecz jeszcze byłby otwarty.
- W szatni pewnie jest ogromny smutek. Co w takich momentach się mówi?
- Nie wiem. Jak będę przymierzała te ostatnie 15 metrów do szatni, to coś wymyślę. Na pewno każdą z kolei przytulę i powiem, że takich meczów zagrają jeszcze dużo