– Okazałaś się cudownym objawieniem igrzysk w Paryżu. Co w takim razie będzie za cztery lata w Los Angeles?
– Musi być złoty medal!
– Z jakimi nadziejami jechałaś do Paryża?
– Zapowiadała, że jadę po medal i tak też uczyniłam. Już na miejscu liczyło się tylko złoto. Chciałam więcej. Niestety, nie udało się, ale za cztery lata złoto będzie moje.
– Od poniedziałkowego poranka nasza redakcja nawołuje, by dać Ci mieszkanie, choć nie zdobyłaś złotego medalu...
– Mam nadzieję, że się uda. Firma sponsorująca mieszkania kontaktowała się ze mną, cieszę się, że taka inicjatywa się zdarzyła. Dowiedziałam się o tym dopiero, jak wysiadłam z samolotu. Od razu odebrałam telefon.
– Premier też zaprosił?
– Tak, obowiązków trochę mam. Najpierw zaprosił premier, potem spotkanie w wojsku, z ministrem. Dużo tego...
– Skąd u ciebie tyle luzu w ringu?
– Bo sprawia mi to radość! Boks to jest to, co lubię najbardziej. Nie czuję żadnej presji.
– Jak wyglądały twoje przygotowania do igrzysk?
– Ponad rok bardzo trudnych przygotowań za mną. Treningi były ciężkie. Podczas tego trzymiesięcznego okresu przygotowawczego przed samymi igrzyskami były wzloty i upadki, ale na szczęście skończyło się dobrze. Jeszcze miesiąc temu byłam w dołku, byłam przetrenowana. Wyszliśmy z tego.
– Co najbardziej cię napędzało do walki?
– Na pewno radość związana z tym, że pokazuję siebie, swój styl boksowania. Widzę zadowolenie kibiców, ich doping bardzo mnie niósł.
Pytał i notował Michał Skiba