Robert Lewandowski najpierw zerwał współpracę z wieloletnim agentem Cezarym Kucharskim, a następnie, na początku 2018 roku, związał się ze znanym w piłkarskim świecie Pinim Zahavim. Nowy opiekun miał załatwić kapitanowi reprezentacji Polski transfer z Bayernu Monachium. Misja ta nie była jednak prosta, ponieważ szefowie Bawarczyków od samego początku powtarzali, że nie zgodzą się w żadnym wypadku na odejście swojej gwiazdy. Tym bardziej, że w kontrakcie między piłkarzem a pracodawcą nie ma zapisu o klauzuli odstępnego.
Zahavi znalazł się więc w trudnej sytuacji. Dzięki "Football Leaks" wyciekły rozmowy Izraelczyka z innym agentem "Lewego" Maikiem Barthelem. Cytaty podał niemiecki "Der Spiegel". Pini Zahavi wyraźnie krytykował wówczas postawę Polaka. "Robert był i będzie najlepszym napastnikiem na świecie, ale nie rozumie piłkarskiego biznesu" - pisał w wiadomości nowy agent kapitana naszej kadry.
"Jestem pewien, że dziś sprawa transferu może potoczyć się inaczej" - pisał przed letnim okienkiem transferowym. Tym samym Pini Zahavi chciał współpracować z Barthelem, by nakłonić działaczy do zgody na odejście podopiecznego. "Widzę to inaczej! Zgoda Bayernu na wykup jest niemożliwa" - odpisał drugi przedstawiciel Lewandowskiego. Ostatecznie Polak został na Allianz Arena, ponieważ Zahaviemu w pojedynkę nie udało się nakłonić szefów mistrzów Niemiec do puszczenia piłkarza.