- Aby zarobić 3,5 tysiąca złotych, muszę wyjeździć 170 godzin miesięcznie. Żeby dostać tyle co pan Nawałka musiałbym prowadzić skład bez żadnych przerw przez dziesięć miesięcy w roku! Wypadałoby zabrać z domu kredens, wstawić do lokomotywy i w niej zamieszkać – zżyma się pan Krzysztof, maszynista z dziesięcioletnim stażem, z którym rozmawialiśmy na dworcu Warszawa – Wschodnia. Pan Krzysztof zastrzega, że nazwiska nie poda, bo: - Kiedyś coś tam powiedziałem do mediów o tym ile zarabiamy i o mało mnie z pracy nie zwolnili – wyjaśnia.
Przysłuchujący się rozmowie kolejarze tylko kręcą głowami. - A jaki z tego Nawałki maszynista?! Niech mi odda dziesięć procent swojej pensji to tak zagonię tych piłkarzyków do roboty, że do kibelka będą na czworakach chodzili – dodał jeden z nich.
- Przy całym szacunku dla trenera i piłkarzy, to ich zarobki są skandaliczne! Poziom ligi jest tak cienki jak żarty mojej teściowej, a koszą kasę jakby byli mistrzami świata. Nie chcę się denerwować i porównywać, ale co pan Nawałka ma z nami wspólnego?! On jak przegra to najwyżej dostanie odprawę i do widzenia. A mnie jak ktoś pod skład się rzuci, to mogę iść na długie lata siedzieć. On odpowiada za jedenastu wyżelowanych lalusiów, a ja muszę bezpiecznie dowieźć do celu cały pociąg ludzi – macha ręką pan Krzysztof.