Kilka godzin przed rozpoczęciem ostatniego w tym roku meczu Ruchu na Stadionie Śląskim, na „Niebieskich” spadły fatalne wieści. „My mamy na ten cel zapisane stosowne środki zarówno w budżecie przyszłorocznym, jak i wieloletniej prognozie finansowej. Brakuje drugiej połowy, której przekazanie deklarowali premier Mateusz Morawiecki oraz minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk” – tak o kwestii budowy nowego stadionu w ruchowskim mateczniku, czyli przy Cichej mówił na specjalnie zwołanej konferencji prezydent Chorzowa, Andrzej Kotala. Kiełbasa (przed)wyborcza na razie takową pozostaje, co mocno oddala perspektywę powrotu beniaminka na swoje włości.
Mroźny wieczór przyniósł jednak poprawę nastrojów chorzowskim fanom, choć przez długi czas niewiele na to wskazywało. Pomijając strzały Łukasza Monety zza „szesnastki”, chorzowianie niespecjalnie próbowali sprawdzać gotowość grającego pierwszy w tym sezonie mecz ekstraklasowy Jasmina Buricia do trudnych interwencji. No, może jeszcze ekslubinianin Filip Starzyński poszukał uderzenia głową. Anemiczne było jednak, i wprost do „koszyczka” Buricia.
Wydawało się zatem, że Waldemar Fornalik, w Chorzowie wciąż „Kingiem” przez wielu zwany, w trenerskiej potyczce z byłym podopiecznym (prowadził Jana Wosia przez kilkanaście miesięcy w wodzisławskiej Odrze) przechytrzy go dokumentnie. Trudno byłoby się zresztą temu dziwić, skoro ma ponad… pół tysiąca więcej meczów ma koncie w roli szkoleniowca.
Zanim „ruchowska” obrona, pozbawiona pauzującego za kartki Macieja Sadloka, poustawiała się bez swego lidera, było już 0:1. Nikt nie przypilnował Dawida Kurminowskiego, który głową zamienił na gola centrę Dawida Dąbrowskiego z rogu. Stałe fragmenty były pierwszym z argumentów gości, rzuconym na szalę przez lubinian. Do „główek” – choć już bez bramkowego efektu – dochodził jeszcze po kornerach na przykład Aleks Ławniczak.
Drugim poważnym argumentem Zagłębia były skrzydła; a raczej grający na tych pozycjach chyżonodzy i piłkarsko przytomni Mateusz Wdowiak i Kacper Chodyna. To oni tuż po przerwie „skołowali” defensywę gospodarzy tak skutecznie, że ten pierwszy wykładał piłkę jak na tacy, a drugi z bliska trafiał do siatki.
I wtedy nagle zadziałała magia budującego dopiero swą trenerską karierę Jana Wosia! Już w przerwie wpuścił na boisko Juliusza Letniowskiego, a po godzinie gry – Michała Feliksa. Obaj okazali się dżokerami: Feliks, po kozackiej wrzutce Miłosza Kozaka, do siatki gości trafił ni to głową, ni ramieniem. Zagłębie protestowało, ale nie za mocno, a VAR gola utrzymał. Przy strzale Letniowskiego wątpliwości już nie było żadnych: pomocnik z 18 metrów zdjął pajęczynę z okienka bramki lubińskiej!
Ruch remisami zapewne ekstraklasy nie utrzyma, nawet jeśli zyskuje w takich okolicznościach, jak w piątkowy wieczór. Ewentualna wygrana w następnej kolejce z ŁKS-em – a to jedyny zespół, który „Niebiescy” w tym sezonie pokonali – może dać jednak chorzowianom tak potrzebny zastrzyk optymizmu i nadziei na długie tygodnie zimowej pracy.
Ruch Chorzów – Zagłębie Lubin 2:2 (0:1)
0:1 Kurminowski 9. min, 0:2 Chodyna 50. min, 1:2 Feliks 78. min, 2:2 Letniowski 82. min
Sędziował Patryk Gryckiewicz. Widzów 10112.
Ruch: Kamiński – Kasolik, Szymański, Szur Ż, Bartolewski – Michalski (46. Letniowski), Swędrowski, Moneta (61. Steczyk) – Kozak (90. Pląskowski), Starzyński (62. Feliks) – Szczepan Ż/Ż/CZ
Zagłębie: Burić – Grzybek, Ławniczak Ż, Kopacz, Mata – Dąbrowski, Poletanović (72. Makowski) – Wdowiak (76. Pieńko), Bułeca (76. Mróz), Chodyna Ż – Kurminowski (90. Woźniak)