Serbski szkoleniowiec w ubiegłym tygodniu zmienił na trenerskiej ławce gliwiczan Waldemara Fornalika. W swym pierwszym meczu w nowej roli przywiózł z Kielc remis 1:1. To pierwszy krok ku realizacji postawionego przed nim zadania – a więc utrzymania zespołu w ekstraklasie. Paradoksalnie jednak mimo zdobycia punktu z Koroną jego nowi podopieczni w tabeli osunęli się „pod kreskę”.
„Super Express”: - Za panem tydzień pracy z zespołem Piasta. Podzieli się pan pierwszymi wrażeniami?
Aleksandar Vuković: - Wciąż jeszcze poznajemy się wzajemnie, ale ten pierwszy okres sobie chwalę. Drużyna pracuje ostro, jest mocno zaangażowana. Każdy chce się pokazać, choć to przecież już końcówka rundy.
- No właśnie; jakie oczekiwania w stosunku do dwóch najbliższych weekendów?
- Zostały nam dwa mecze ligowe tej jesieni. Najważniejsze, by zapewnić sobie w nich dobrą pozycję przed rundą wiosenną. Czekamy z niecierpliwością na sobotnie spotkanie z Wartą – choćby dlatego, że to ostatni występ Piasta w Gliwicach tej jesieni. Poprzednie zwycięstwo na tym stadionie to temat już mocno odległy w czasie, wrześniowy. Jest więc dodatkowa motywacja, żeby ucieszyć kibiców dobrą grą i wynikiem.
- W pierwszej połowie meczu w Kielcach czasami można było odnieść wrażenie, jakby pańskim podopiecznym momentami brakowało serca do walki....
- Na odbiór pierwszej połowy rzutował fakt, że straciliśmy w niej bramkę. Mieliśmy też kłopoty ze względu na kwestie taktyczne. Potrzebuję trochę czasu, żeby dotrzeć się z drużyną; zobaczyć, które założenia i ustawienia będą najlepiej do niej pasować. Natomiast nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że brakowało nam serca, zaangażowania. Włożenie maksimum wysiłku i serca w grę jest dla mnie fundamentalne!
- Wykonywał pan badania, by stwierdzić, jak fizycznie prezentuje się drużyna i poszczególni zawodnicy?
- Nie było na to czasu. Zresztą pod tym względem wyglądało to dobrze. Problemem drużyny było to, że część graczy tej jesieni nie pracowała regularnie ze względu na kontuzje. W Piaście jest potencjał, natomiast wiele pechowych momentów miało miejsce w minionych tygodniach.
- Jaka jest pana diagnoza sytuacji, w której obecnie znajduje się Piast? I jakie sposoby, by z nie wyjść?
- Nie można bagatelizować sytuacji, w jakiej znaleźliśmy się w tabeli; mówić, że to kwestia przypadku. Ale też nie możemy przesadzać w drugą stronę. Musimy mniej zachwycać się swoim potencjałem, o którym tak wiele się mówi, a zacząć pokazywać tę jakość – która jest w tej ekipie – na boisku.
- Kiedy podejmował pan pracę w Legii, też plasującej się w grudniu 2021 w strefie spadkowej, powiedział pan obrazowo, że przed zespołem „górskie etapy Tour de France”. A gdzie jest teraz Piast?
- Trzymając się terminologii kolarskiej: jeszcze podjeżdżamy pod górkę, ale już prawie jesteśmy na jednej prostej z tymi, którzy są przed nami. Mecz z Wartą może sprawić, że poczujemy się lepiej w kontekście dalszej części trasy.
- Jednym z pierwszych spotkań Legii za pańskiej ostatniej kadencji był mecz z Wartą. Porażkę w nim określił pan mianem „wybuchu bomby”. Nie boi się pan powtórki?
- Tamto doświadczenie dziś mi pomoże. Straszniejszej rzeczy nie da się przeżyć; w Gliwicach natomiast widzę sytuację, która jest do opanowania
- Słowo o waszym najbliższym rywalu?
- Warta to drużyna wybiegana, z dobrą organizacją gry, agresywnie i dobrze prezentująca się na wyjazdach – o czym przekonało się wielu faworytów, bo w gościnie przegrała tylko z Rakowem i Legią.
- By dobrze zarządzać Legią walczącą o utrzymanie, zmienił pan kapitana drużyny. Rozważa pan podobne ruchy w Gliwicach?
- Nie widzę takiej potrzeby. Modlę się o zdrowie Kuby Czerwińskiego. Znałem go wcześnie; wiem, jak pracuje i ile znaczy w Piaście. To przykład wzorowego kapitana
- Legia i Piast to kluby zupełnie odmienne w kwestii własności – prywatny i miejski - oraz sposobu zarządzania. Po doświadczeniach legijnych trudno się przyzwyczaić do innego modelu?
- Po pierwsze - ludzie w Piaście są pomocni, na każdym kroku, co przyspiesza proces mojej aklimatyzacji. Po drugie - nie całe piłkarskie życie spędziłem w Legii. Byłem przecież także zawodnikiem Korony. Jestem człowiekiem, który chce i potrafi się adaptować do różnych okoliczności. Nie jest tak, że jestem gotowy do pracy tylko w jednych określonych warunkach. A po trzecie - kiedy trafiałem do Legii, był to klub dużo gorzej zorganizowany i z dużo mniejszymi możliwościami, niż dzisiejszy Piast. Zresztą kiedyś już powiedziałem, podsumowując wiele lat w stołecznym klubie, że Legię zastałem drewnianą, a opuszczałem murowaną...