Potyczka chorzowian z krakowianami – w atmosferze przyjaźni na trybunach, bo fanów obu klubów od niemal dekady łączy „sztama” – obfitowała w gorące momenty: wielkie racowisko (- Cóż, taka jest kolej rzeczy: kibic się bawi – sędziujący spotkanie Szymon Marciniak nawet nie miał wielkich pretensji o konieczność przerwania gry na 10 minut) i fontanny ognia przy okazji występu DJ-a C- Boola. Najważniejsze fajerwerki odpalił jednak hiszpański snajper Wisły.
Angel Rodado zmierza po kolejną koronę!
Jego hat-trick walnie przyczynił się do efektownej wygranej „Białej Gwiazdy” (5:0)! Rodado dwukrotnie trafił głową, przymierzył też po ziemi zza linii pola karnego, uzupełniając w ten sposób listę autorów goli, na której figurują też nazwiska Mariusza Kutwy i Angela Baeny. W ten sposób „Anioł” – bo to przecież polska wersja jego imienia – zabrał Wisłę i jej fanów do piłkarskiego nieba (w tabeli zaś – na miejsce barażowe). Sam zaś objął prowadzenie na liście pierwszoligowych snajperów. Ma w tym momencie 16 trafień i już tylko sześciu brakuje mu do wyniku z ubiegłego sezonu, który przyniósł Hiszpanowi koronę króla strzelców.
- Cieszę się, że wrócił z bramkami i z bardzo dobrą grą – trener Wisły Mariusz Jop radował się z formy lidera swej drużyny. Wisła w spektakularny sposób zatarła w pamięci swych fanów porażkę 0:1 ze Zniczem z pierwszej wiosennej kolejki. Szkoleniowiec podkreślał jednak, że „woda sodowa” po efektownym popisie strzeleckim kosztem „Niebieskich” jego podopiecznym nie grozi. - Jesteśmy świadomi tego, w jakim miejscu jesteśmy, ile punktów mamy i co jest przed nami. Lodu na głowy nam nie trzeba; przyda się co najwyżej do szybszej regeneracji – zaznaczał.
Angel Rodado nie wyjechał ze Stadionu Śląskiego z pustymi rękami. Szczególna dedykacja wiślaka
Bohater meczu po końcowym gwizdku zabrał ze sobą do domu szczęśliwą piłkę, którą trzykrotnie pakował do siatki Ruchu (wcześniej to samo zrobił z futbolówką ze spotkania z Arką, w którym też zdobył trzy gole). W przyszłości trafi pewnie w ręce urodzonego kilka tygodni temu syna piłkarza.
- Chciałbym właśnie jemu dedykować te gole – mówił dziennikarzom po końcowym gwizdku Rodado, który – zgodnie z tradycją – już po pierwszym trafieniu wespół z kolegami „wykołysał” małego Jana. To właśnie z jego powodu, chcąc być przy powitaniu go na świecie, Rodado przedwcześnie opuścił styczniowe zgrupowanie drużyny w Turcji. W sobotnie popołudnie w „Kotle Czarownic” sam sprawiał wrażenie snajpera narodzonego na nowo!
