- Samo zwolnienie Holendra mnie nie zaskoczyło. Atmosfera wokół zespołu nie sprzyjała temu, żeby dalej pracował. Jednak nie ukrywam, że zdziwiło mnie nazwisko nowego trenera – mówi były as "Kolejorza".
„Super Express”: - Dlaczego zaskoczył pana ten wybór?
Bartosz Bosacki: - Trudno ocenić mi Mariusza Rumaka jako trenera. W ostatnich latach związany był z akademią, a wiadomo, że to zupełnie inna robota niż prowadzenie pierwszego zespołu. Po odejściu z Lecha pracował w czterech innych klubach, ale bez żadnych dokonań. Dlatego jest dla mnie dużą niewiadomą.
- Kluby takie jak Lech biorą trenerów, którzy są na topie, albo z nazwiskiem. Dlaczego zatem postawiono na byłego szkoleniowca "Kolejorza"?
- Myślę, że ten wybór nie był zrobiony ot tak przez władze Lecha, ale po głębszym zastanowieniu i przeanalizowaniu planu jaki ma trener Rumak. Jest to dla mnie duże zaskoczenie, ale mam nadzieję, że czas jaki minął od poprzedniej pracy tego szkoleniowca w Lechu był wystarczający, żeby się czegoś nauczyć, coś zmienić w swojej pracy.
- Co było nie tak za poprzedniej kadencji Rumaka w poznańskim klubie?
- Wiele rzeczy, które wówczas działy się w Lechu akurat mi nie odpowiadały. Nie chodzi o warsztat trenera, czy jakość treningów, bo słyszałem, że źle to nie wyglądało. Chodzi o budowanie atmosfery w zespole.
- Co ma pan na myśli?
- Była wówczas nieprzyjemna sytuacja, w wyniku której wyrzucono ze zgrupowania Rafała Murawskiego i Bartka Ślusarskiego. Wieczorem za zgodą trenera Rumaka, przy świętowaniu czyichś urodzin, zasiedziało się dziewięciu piłkarzy, a tylko oni dwaj ponieśli konsekwencje. Gdyby trener umiał to załatwić, żeby sprawa nie wydostała się do mediów, albo w inny sposób, to zbudowałby szatnię na kolejne lata. Po tamtym zdarzeniu została ona rozbita. Kilka miesięcy później i on stracił pracę.
- Czy teraz trener Rumak zapanuje nad zespołem?
- Może po dziewięciu latach ma więcej doświadczenia i pomysł na szatnię Lecha. Nie jest ona łatwa ze względu na dużą liczbę obcokrajowców. Trzeba dobrze nią zarządzać. Zadaję sobie pytanie: czy to się uda? Ale trzymam za trenera kciuki.
Tak będzie wyglądała Barcelona w następnym sezonie. Agent piłkarzy się wygadał, zdradził szczegóły
- Jakie są pana oczekiwania przed rundą wiosenną?
- Ubiegły sezon, w którym Lech doszedł do ćwierćfinału Ligi Konferencji pokazał, że potrafi dobrze grać w piłkę. Ale jak widać po obecnym sezonie, nie da się tego rozwijać tylko w dobrą stronę, ale czasami jest gorzej. Oby trener Rumak umiał to naprawić. Po utrzymaniu w kadrze piłkarzy, którzy przed rokiem ją tworzyli i osiągnęli sukces w LK, trzeba wykorzystać ich potencjał. Trener ma do pomocy kilku asystentów, którzy byli w sztabie trenera Van den Broma, a wcześniej u Macieja Skorży.
- Jednym z asystentów został Rafał Janas. Uważa pan, że jest forpocztą trenera Maciej Skorży i on wróci do Lecha w następnym sezonie?
- Nie wydaje mi się. Jakoś mi nie pasuje, żeby rozmowy z trenerem Skorżą już miały się rozpocząć, ale w piłce wszystko jest możliwe. Nie wiem czy to byłoby fair, również wobec kibiców Lecha, wystawiać teraz trenera Rumaka, mając w odwodzie Skorżę. Niby trener Rumak ma podpisany kontrakt do końca sezonu, ale co będzie jeśli zacznie osiągać sukcesy. Zastąpią go wówczas trenerem Skorżą?
- Dino Hotić w jednym z wywiadów zarzucił trenerowi Van den Bromowi, że w zespole było za dużo luzu nawet po słabszych meczach, co obniżyło motywację zespołu, np. przed rewanżem ze Spartakiem Trnava. Uważa pan, że tak mogło być?
- Jeśli tak było jak mówi Hotić, to od razu przypomniał mi się mój ostatni sezon w Lechu, z trenerem Bakero. Graliśmy wtedy fajnie, mieliśmy wysoki procenta posiadania piłki, ale wiele meczów remisowaliśmy, albo jak przeciwko Wiśle w Krakowie (sezon 2010/11) dostaliśmy dzwona pod koniec i przegraliśmy 0:1. Wróciliśmy do Poznania i trener Bakero w szatni powiedział, że jest dumny i zagraliśmy najlepszy mecz. U trenerów, którzy byli wcześniej w Lechu jak Smuda, Zieliński, i w ogóle u wszystkich z którymi pracowałem byłaby rozróba, a tu Hiszpan zaczął nas chwalić. Tak było, że po każdym meczu, nawet słabym, Bakero powtarzał: muy bien, muy bien (bardzo dobrze – red.) a wyników nie było. Tamten mecz był dla mnie gwoździem do trumny, bo powiedziałem w szatni, co myślę o takim podejściu i moje relacje z trenerem się popsuły. Po sezonie zdecydował, że już ma mnie nie być w zespole.
- Czyli Hotić ma rację?
- Może to się zgadzać, bo zwracałem uwagę na to, obserwując grę Lecha, ale i zachowanie chłopaków. Po nieudanej akcji nie widziałem sportowej złości i przeżywania, że coś mi nie wyszło. Było machniecie rękę i gramy dalej. Mówiłem o tym głośno i może Hotić potwierdził, że tak właśnie było.