Miesiąc temu Baszczyński w spotkaniu z Piastem Gliwice doznał ciężkiej kontuzji kolana - zerwał więzadła, musiał przejść ich rekonstrukcję. - Czuję się coraz lepiej, codziennie widzę poprawę. Noce już przesypiam, a to spory postęp. Na razie jestem w Krakowie, pracuję tu z rehabilitantem Filipem Piętą, ale Grecy naciskają, żebym drugą część rehabilitacji przeszedł już u nich - podkreśla.
- Jak wszystko dobrze pójdzie, to w lipcu wyjdę na boisko i będę mógł uczestniczyć w zajęciach z piłką - mówi "Baszczu". - Wiadomość o mojej kontuzji Grecy przyjęli ze zrozumieniem. Jeszcze gdy jechałem z Gliwic do Krakowa, miałem telefon z Grecji. Współczuli mi, powiedzieli, że takie rzeczy się zdarzają, że mam wyleczyć się jak najszybciej, niczym się nie przejmować, a oni ze mnie na pewno nie zrezygnują. Wysłannik z Grecji był nawet przy mojej operacji, lekarz mi później relacjonował, że blado wyglądał, jak na to patrzył, ale stał tam twardo - śmiał się Baszczyński.
- Jak przychodziłem do Wisły, to nie myślałem, że spędzę tu aż 9 lat - stwierdził zawodnik. -. Myślałem wiele o tym, czy w którymś momencie mojej kariery mógłbym zachować się inaczej, podjąć inną decyzję. Były momenty, gdy moi koledzy wyjeżdżali za granicę, ja chciałem zrobić to samo, ale się nie udało. Może i parę takich chwil było, ale ja sobie tłumaczę, że widać los tak chciał. Tak się złożyło, że zostałem w kraju, tu mam jednak rodzinę, w życiu prywatnym wszystko układa się tak, jakbym sobie to wymarzył. Gdybym wyjechał za granicę, mogłoby być różnie - uważa piłkarz.
Na rozgrzewkę przed spotkaniem ligowym z Legią, koledzy z zespołu Wisły wybiegli w specjalnie przygotowanych koszulkach z numerem cztery i napisem "legenda".
- Wzruszyłem się tym bardzo, oglądałem te chwile jeszcze w pokoju hotelowym, zaraz po operacji. To bardzo miły gest, podziękuję jeszcze raz chłopakom za to - podkreślał obrońca.
- Nigdy tego tak nie odbierałem, że jestem jakąś legendą klubu. Jednak, jak spojrzeć w statystyki, to tych spotkań rozegranych w barwach Wisły miałem naprawdę dużo - przyznaje ze śmiechem Baszczyński.
Idol krakowskich fanów, któremu przez wiele lat śpiewano na stadionie "Baszczu z nami, kibicami" zapowiedział już miesiąc temu, ze pożegna się z fanami na specjalnie zorganizowanej imprezie. - Muszę dotrzymać słowa, muszę znaleźć jakiś dobry termin, żeby to doszło do skutku. Na meczu na pewno też jeszcze podejdę do sektora i tam będziemy z kibicami się żegnać. Ciężko mi będzie bardzo, ale muszę jakoś wytrzymać - mówił wzruszony "Baszczu". - Boję się, że mogę zachować się jak baba i się rozkleić.
Ze "starej gwardii" w Wiśle Kraków, z piłkarzy którzy mierzyli się w sezonie 2002/2003 z Parmą, Schalke i Lazio zostanie więc już tylko Arkadiusz Głowacki, bo Mauro Cantoro też najprawdopodobniej latem odejdzie. - Pytałem Arka, jak sobie beze mnie poradzi, będzie musiał teraz brać jedynkę w pokojach hotelowych na wyjazdach - śmiał się "Baszczu".
- Fajnie, że z Arkiem charakterami tak sobie "przypasowaliśmy", przez tyle lat i na boisku i poza nim uzupełnialiśmy się, przyjaźniliśmy. Cieszę się, że Arek jest kapitanem tej drużyny i będzie jeszcze ciągnąć ten wózek przez trzy - cztery lata - mówił Baszczyński.