Najpierw pojawiły się informacje, że Prijović, który zapisał piękną kartę w Legii, został aresztowany wraz z żoną w piątek za złamanie godziny policyjnej (pobyt w kawiarni hotelowej), która obowiązuje w Serbii od godziny 17:00. Wieść szybko okrążyła piłkarski świat, bo jednak areszt dla czynnego piłkarza nie zdarza się zbyt często.
Kulisy ostatniej transzy z praw TV. Legia Warszawa może zarobić GRUBE miliony
Kilka godzin później pojawiło się więcej szczegółów w tej sprawie. Okazało się, że nie chodziło o złamanie godziny policyjnej, czyli przebywanie poza domem, bez niezbędnego powodu po 17:00, ale o co innego: złamanie zakazu zgromadzeń. Obecnie w Serbii nie można spotykać się w większym gronie, a osób w kawiarni, gdzie przebywał "Prijo" z żoną i przyjaciółmi było kilkanaście, jak piszą media 17-18. Wszyscy zostali zabrani przez policję.
WIELKIE finansowe cięcia w Wiśle Kraków. Dotkną piłkarzy, trenerów i działaczy
Akurat tak się złożyło, że w centrum całego zamieszania, na szczęście na odległość, znalazł się "Super Express". W piątek tuż po 17:00 napisaliśmy do Prijovicia, czy możemy zrobić wywiad, powspominać jego czasy w Legii i porozmawiać o obecnej sytuacji. Odpowiedź Serba, również tekstowa, była błyskawiczna: "To nie jest dobry moment. Zdzwońmy się w przyszłym tygodniu, choć nie wiem co się będzie działo" - napisał nam Prijović.
Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze co się dzieje, ale w sobotę rano wszystko okazało się jasne, bo o sprawie poinformowały serbskie media.
Wieczorem nowe światło na sytuację rzucił serbski portal mondo.rs, który już w tytule newsa krzyczał: "Trzy miesiące aresztu domowego dla Prijovicia! Piłkarz złożył zeznania i przyznał się do winy".
Dla przypomnienia, Prijović jest obecnie piłkarzem saudyjskiego Al-Ittihad, do którego odszedł z PAOK-u Saloniki. Ze względu na zawieszenie rozgrywek "Prijo" wrócił jednak do Serbii. I, jak wynika z wyroku, zostanie w Belgradzie przez co najmniej trzy miesiące.