- Dziś już i tak jest porządek; kontrakty szkoleniowe są chronione, trzeba się z trenerem dogadać w razie chęci rozstania. Kiedyś była wolna amerykanka: zwolniono pana i samodzielnie trzeba było dochodzić należnych poborów – mówi Waldemar Fornalik, kiedy pytamy go o ocenę sytuacji związanej z nieoczekiwanym zwolnieniem pracującego „po sąsiedzku” Janem Urbanem. - Ale, jak widać, życie trenerskie pisze niewiarygodne scenariusze. Tu na pewno jest zdziwienie, wręcz szok – dodaje opiekun Piasta, niejako wpisując się w ogólne postrzeganie sytuacji związanej ze zwolnieniem Urbana z Górnika.
Waldemar Fornalik przy okazji przytoczył także przykłady owej „wolnej amerykanki” z jego trenerskiej kariery. Bywały rzeczywiście zaskakujące. - Przeżywałem jeszcze bardziej niespotykane sytuacje – podkreśla trener Piasta, przywołując początek wieku w krakowskiej Wiśle, w której był asystentem u boku Oresta Lenczyka. - Po trzeciej kolejce wiosennej mieliśmy parę punktów przewagi nad resztą stawki. A jednak z dnia na dzień nas zwolniono – wspomina z goryczą.
Powtórkę przeżył kilka lat później w Łodzi, prowadząc Widzew. - Zakończyliśmy rundę jesienną na pierwszym miejscu w pierwszoligowej tabeli. Spokojnie pojechałem na urlop świąteczny. I nagle – w jego trakcie – przeczytałem w prasie, że „w Łodzi dojdzie do zmiany trenera”. „Żart” - pomyślałem. Po czym za dwie godziny dostałem telefon z zaproszeniem na rozmowę z prezesem Sylwestrem Cackiem... - dziś na wspomnienie tamtych chwil obecny trener Piasta już tylko się uśmiecha. Wtedy jednak bynajmniej do śmiechu mu nie było...