„Super Express”: - Wszystko wskazuje na to, że Warszawa podoba ci się bardziej niż Nowy Jork…
Carlitos: - (śmiech). Wiedziałem, że padnie to pytanie. OK., to dobra okazja, żeby wszystko wyjaśnić, opowiedzieć jak było. Tak, miałem ofertę z Nowego Jorku i odrzuciłem ją. Bo nie po to przychodziłem latem do Legii, żeby raptem po paru miesiącach rzucić ten klub i iść dalej. Projekt Legia jest dla mnie bardzo ważny i nie chcę odchodzić przed jego ukończeniem. Mówiąc wprost: przyszedłem do Legii latem, choć miałem naprawdę wiele innych ofert, bo bardzo chciałem tu grać. Dla tych kibiców, dla mistrzostwa Polski. I nic się nie zmieniło. Oczywiście, to miłe, że interesował się mną tak poważny klub jak New York City, ale… Zresztą, to nie była jedyna oferta jaką miałem.
- Mówisz o zimie czy o lecie?
- Teraz mówię o zimie. Miałem ofertę nie tylko z USA, ale i z Rosji, i z Chin. Odrzuciłem wszystkie, bo, jak mówię, mam jeszcze dużo do zrobienia w Legii. Nie chciałem odchodzić w połowie drogi. Dostałem tu mnóstwo wsparcia. I ze strony kibiców, dużych, małych, dorosłych, dzieci, i ze strony klubu. Chciałem odpowiedzieć tym samym. Stąd decyzja o pozostaniu. Takich gestów jakie były względem mnie nie kupisz.
- Ale wiesz, że nie wszyscy uwierzą w takie deklaracje. Część powie: „nie odszedł, bo kasa się nie zgadzała”…
- Pieniądze to nie wszystko. Za pieniądze tytułów czy wspomnianych gestów nie kupię. Przecież chyba nietrudno sobie wyobrazić, że skoro zgłaszają się poważne kluby, z poważnych, bogatych lig, to oferta finansowa musi być dobra. Więc powiem wprost: wszystkie pod względem finansowym były bardzo dobre, zarabiałbym więcej niż w Legii. Tej zimy naprawdę poświęciłem dużo, żeby tu zostać. USA to przecież bardzo fajny kraj, Nowy Jork fajne miasto… Ale powiem to jeszcze raz: wolałem zostać w Legii. Nie patrzyłem w tym przypadku tylko na moje interesy.
- Pojawiły się też sugestie, że Legia chciała cię wypchnąć, żeby zarobić niezłe pieniądze proponowane przez Amerykanów…
- Nie odczułem ani przez moment, że ktoś mnie chciał wypchnąć z klubu. Dlaczego mieliby chcieć się pozbyć piłkarza, który ma najlepsze statystyki? Przecież Legia chce wygrywać. Owszem, klub chciał znać moje zdanie, zostawił mi „przestrzeń” do decyzji, ale to też cechuje kluby z klasą. Że piłkarz jest traktowany poważnie, że szanuje się również jego zdanie, że rozumie się, iż futbol to zawód. Miałem spotkanie z kierownictwem Legii w tej sprawie, ale trwało raptem 10 minut. Powiedziałem: „nie jestem zainteresowany odejściem, chcę zostać”. I było po temacie.
- W Nowym Jorku miałeś zostać następcą słynnego Davida Villi. Nie korciło cię to, czy dla piłkarza to za kogo przychodzi nie ma żadnego znaczenia?
- Jestem Hiszpanem, ale przecież nie tylko Hiszpanie wiedzą kim w świecie piłki jest David Villa. Jeśli więc dzwoni do ciebie trener Nowego Jorku, jeśli dzwonią do ciebie dyrektorzy, żeby cię przekonać, mówią ci, że masz być właśnie następcą Davida Villi to… No to jest to miłe, tak po ludzku. Ale to tyle.
- Mecz z Wisłą Płock… Trener Ricardo Sa Pinto, ze względu na możliwy transfer, nie zabrał cię do Płocka. Zabolało, czy zaakceptowałeś bez problemu?
- Gdyby piłkarza nie zabolało, że nie jedzie na mecz, to… coś byłoby nie tak z tym piłkarzem, to by znaczyło, że nie jest przygotowany do rywalizacji w zawodowym sporcie. Taka decyzja została podjęta i to tyle. Wytłumaczono mi i na tym temat się skończył.
- Pojawiły się sugestie, że pokłóciłeś się wtedy z trenerem Sa Pinto, że po treningu doszło między wami do ostrej wymiany zdań. Prawda?
- Nie. Nie doszło do żadnej awantury. Powiem więcej: od kiedy znam Sa Pinto, nie doszło między nami do żadnej awantury, nawet żadnej dyskusji nie było…
- Skoro poruszyliśmy temat trenera… Dużo się wokół niego dzieje. Wpływa to na zespół?
- Nie wchodzę w te pozaboiskowe dyskusje o trenerze. To nie moja działka.
- Porozmawiajmy więc o tobie. 9 goli w tym sezonie Ekstraklasy. Na ile jesteś z tego zadowolony?
- Jestem zadowolony z tego, że te gole w dużej mierze były ważne. Nie były na 5:0 czy 6:0, nie były z gatunku honorowych. Dawały punkty drużynie. Wiadomo, że mógłbym oddać wszystkie bramki, byleśmy zostali mistrzami Polski. Może to i banał, ale tak jest. Z drugiej strony wiadomo, że po to jestem, aby strzelać. Ile Angulo ma teraz goli? 15?
- Tak, 15. Spora przewaga.
- To ja powiem tak: niech nikt nie uważa, że sprawa jest przesądzona. Radzę innym snajperom nie zapadać w drzemkę. Zawsze wierzyłem w moje umiejętności. Jestem przekonany, że będziemy grać coraz lepiej, a to powinno, mam nadzieję, oznaczać kolejne moje gole.
- Wspomnieliśmy Igora Angulo. Mówił mi niedawno, że kibice Górnika w różny sposób okazują mu wdzięczność: przysyłają na przykład maskotki z jego podobizną, nagrywają mu piosenki itd. Spotykają cię takie niespodzianki ze strony fanów Legii?
- Mógłbym ci podać tysiąc takich przykładów. Dostaję mnóstwo dowodów sympatii. I jedna ważna rzecz: Polacy są fantastyczni pod jednym względem. Mają bardzo duży szacunek do drugiej osoby. Podam ci przykład: niedawno przyjechała do mnie rodzina. Byliśmy w kościele, modliliśmy się. I była tam też polska rodzina, z czwórką małych dzieci. I wiesz co? Nie zaczepili nas w środku, oni czekali pół godziny przed kościołem, aż skończymy się modlić i wyjdziemy. Dopiero wtedy poprosili o zdjęcie. Bardzo mi się podoba takie podejście. W Polsce robi się to z taktem. W Hiszpanii, czy w kilku innych krajach, nikt by nie czekał. Czy to restauracja, czy kościół, czy inne miejsce –nie czekaliby na nic, podeszliby od razu. W Polsce jest inaczej. Na mnie to działa bardzo pozytywnie: skoro inni mnie szanują, moją prywatność w danym momencie, to ja odpłacam tym samym. Bardzo ujmują mnie też dzieci. Dostałem od jednego z małych kibiców takie piękne dzieło. Jakby puzzle, z malutkich kawałeczków papieru zrobiona ,moja podobizna, moja koszulka. Super, mam je w domu. Zresztą, inne miłe gesty też się zdarzają. Często jestem na przykład zapraszany przez dzieci na… ich urodziny. I nawet bym poszedł, ale miałem wtedy trening. Albo inny przykład: sąsiadki przynoszą mi polskie dania do spróbowania. W restauracji zdarzało się, że kibic Legii, niespodziewanie, płacił rachunek za mnie i za moją dziewczynę. Generalnie ja i moja dziewczyna jesteśmy zachwyceni tymi gestami. Zresztą, moja dziewczyna to prawdziwy „ultras” Legii (śmiech). Kupuje gadżety w sklepie kibiców, skacze, krzyczy w trakcie meczów. Bardzo się wkręciła w kibicowanie klubowi, bardzo się zintegrowała z Warszawą.
- Wspomnieliśmy kibiców Legii. Pytałem Nemanję Nikolicia, gdy mogłeś odejść do Nowego Jorku, czy w MLS jest zespół mający podobnie zaangażowanych fanów. Mówi, że nie ma…
- Bo kibice Legii są wspaniali, przecież to nie tylko moje słowa. Naprawdę dają odczuć wsparcie zespołowi. Czasem nawet chciałbym, żeby choćby przez moment znaleźli się na naszym, piłkarzy, miejscu. Żeby poczuli jak tam, na murawie, ten ich doping pomaga.
- Z drugiej strony, jeśli nie idzie, też potrafią dać to odczuć…
- Ale takie jest życie. Czasem lepiej poznać bolesną prawdę, z nią się zderzyć, niż funkcjonować w słodkim kłamstwie.
- Kto będzie mistrzem Polski?
- Jestem przekonany, że Legia. Poświęciłem tej idei dużo od siebie, odrzuciłem, bardzo dobre, jak mówiłem oferty, z innych klubów. Właśnie po to, żeby sięgnąć po tytuł. Byłem uznany najlepszym piłkarzem ligi, najlepszym napastnikiem, zdobyłem króla strzelców. Mistrzostwo Polski to ma być ta moja perła w koronie, uzupełnienie tego bogatego już „pakietu”, który tu zgromadziłem.
- W tabeli jesteście jednak za Lechią…
- Drugie miejsce to bardzo dobra pozycja do… ataku. Nieważne kto prowadzi, ważne kto kończy na pierwszym miejscu. Jesteśmy największym klubem w Polsce, każdy piłkarz Ekstraklasy chciałby zagrać w Legii. Mistrzostwo to mój wielki cel. A co do tabeli: ten kto szybko wskakuje na pierwsze miejsce, ten często boleśnie upada.
- Mam jednak wrażenie, że kibice Legii nie są tego tytułu pewni, że nie mają pewności, jak wy zagracie kolejny mecz…
- Musimy już punktować w każdym meczu. Wierzę, że ten ostatni mecz będzie początkiem bardzo dobrej serii. Musimy być pewni swoich umiejętności, ale z drugiej strony nie popadać w skrajności. Zapadła mi w pamięć taka sekwencja: jeśli będzie ci szło, nie myśl od razu, że jesteś bogiem. Ale gdy ci nie idzie, tym bardziej nie myśl, że jesteś najgorszy. Myślę, że piłkarzom ta myśl też może przyświecać. Musimy grać intensywnie, piłką, bo jeśli rywal nie ma piłki, to za nią biega, a więc szybciej się męczy. Przed nami trudne mecze, w polskiej Ekstraklasie każdy może zrobić „krzywdę” każdemu. Dlatego trzeba być czujnym.
- Sprawy z Wisłą Kraków masz już zamknięte?
- Nie, jeszcze nie.
- Myślisz teraz tylko i wyłącznie o piłce, czy masz jakieś nowe projekty?
- Myślę nad jednym projektem, w zasadzie wdrażam go już w Hiszpanii. Niewykluczone, że w przyszłości przeniosę go również do Polski. Bo Hiszpania to moja ojczyzna, ale Polsce naprawdę dużo zawdzięczam.