„Super Express”: Transfer za kwotę 21 mln zł., stanowi historię nie tylko Widzewa, ale całej polskiej piłki.
Dariusz Dziekanowski: - Dla mnie samego było zaskoczeniem, że przeszedłem do Widzewa a nie do Legii. Dlaczego? Byłem wtedy wojskowym, ale zaznaczę, że nie w milicji, ale w wojsku. W marcu 1983 roku odbyłem nawet rozmowę z szefem Legii, panem Olszakiem i wydawało się, że do niej trafię, gdzie było już dwóch innych kolegów z Gwardii, która spadła z ligi, a mianowicie Darek Wdowczyk i Witek Sikorski. Trochę dziwne, ale dano mi zielone światło na transfer do innego klubu i mogłem odejść do Widzewa.
- Gwardia skasowała niebagatelną kwotę, a jakie warunki zaproponował panu Widzew?
- Zamieszkałem na Retkini, dosyć prestiżowej dzielnicy Łodzi. Mieszkał tam Zbyszek Boniek w okresie gry w Widzewie, również reprezentanci Polski z ŁKS-u Janek Tomaszewski i Marek Dziuba. Obiecano mi talon na samochód, bo wtedy były trudno dostępne, a jeśli już to w cenie kilka razy wyższej niż wartość fabryczna. Różnie było z wywiązaniem się klubu z tych zobowiązań, powiedzmy, że były z tym problemy.
- Trafił pan do wielkiego Widzewa, a jednak nie udało zdobyć się z nim mistrzostwa Polski. Dlaczego?
- W pierwszym moim sezonie (1983/84 -red.) zajęliśmy 2. miejsce. Ciekawiej było w następnym. Po słabej jesieni na wiosnę przyszedł trener Bronisław Waligóra. Jeszcze na 2 kolejki przed końcem sezonu mieliśmy szansę na mistrzostwo, ale w przedostatnim meczu zremisowaliśmy z Motorem 1 :1, i ją zaprzepaściliśmy, a na osłodę zdobyliśmy Puchar Polski.
- Bronisław Waligóra przyszedł chyba też po to, żeby oczyścić atmosferę po słynnym wywiadzie jakiego udzielił pan Jerzemu Chromikowie, najkrócej mówiąc – o wyższości powietrza w Warszawie nad Łodzią. Podgrzał pan mocno atmosferę.
- Trener Waligóra przyszedł, żeby poukładać zespół i wykorzystać potencjał zespołu, co mu się w dużej mierze udało. Co do temperatury po tym wywiadzie, to jeśli dzisiaj mamy na zewnątrz jakieś 30 stopni, to na pierwszym treningu po publikacji było pewnie 60 stopni Celsjusza (śmiech). W hali Widzewa na Sieniarce trening w formie gierek bardziej przypominał walki KSW albo kickboxing, a ja musiałem się bronić.
- Który z kolegów najbardziej atakował?
- Na wszystkich trzeba było uważać. Myślę, że gdybym był po drugiej stronie też bym tak postąpił. Dlatego przyjąłem to jako normalną reakcję kolegów i zdziwiłbym się, gdyby było inaczej, więc musiałem podnieść rękawicę. Później wyjaśniliśmy sobie wszystko, że moje słowa dotyczyły atmosfery jaka panowała w szatni jesienią. Nie miałem zamiaru obrazić Łodzi czy jej mieszkańców.
Na jaw wyszły fakty w sprawie Kamila Glika. Nie musiał trafić do Cracovii! Media wszystko wyjawiły
- Czy jakiś jeden szczególny mecz między Legia z Widzewem z pana udziałem zapadł w pamięci?
- Był kilka w których zdobywałem bramki. Pamiętam jeden, już w barwach Legii na Widzewie w którym miałem… nie wystąpić. Zagrałem mimo kontuzji na własną prośbę. Byłem na boisku ponad pięćdziesiąt minut, strzeliłem gola w mecz zakończył się remisem 1:1. (sezon 1986/87- red.). W pewien sposób mecze Legii w Widzewem były dla mnie prestiżowe, chyba potrafiłem w nich grać i strzelać gole.
- Legia odzyska mistrzostwo Polski po dwóch latach?
- Myślę, że ma duże szanse. Europejskie puchary mimo awansu do fazy grupowej Ligi Konferencji, obnażają słabość Legii w defensywie i traci dużo bramek. Natomiast większość rywali w ekstraklasie nie gra zbyt ofensywnie, a często asekurancko i Legia nie traci goli. W dotychczasowych czterech strzeliła 8 tracąc tylko jedną, więc daje sobie radę w defensywie.
- Jednak mecze z najtrudniejszym rywalami w lidze dopiero przed nią.
- Tak. Jednak wolę oglądać Legię, która traci gole, ale gra otwartą piłkę, strzelając po trzy-cztery bramki, niż taką, która by remisowała 0:0 i nie stwarzała sytuacji. Natomiast gdy gra się odważnie do przodu, to bardzo ważna jest gra 1 na 1 z tyłu w defensywie. Zdecydowanie lepsze powinno być krycie rywali w pobliżu pola karnego i w nim. Legia musi to poprawić.