Waldemar Fornalik

i

Autor: cyfrasport Waldemar Fornalik

Waldek King

Dziś ma pół tysiąca gier na trenerskiej ławce w ekstraklasie. Waldemar Fornalik miał jednak i chwile zwątpienia w tej pracy, opowiedział o tym [ROZMOWA SE]

2023-08-01 9:00

„Super Express”: - Lubi pan cytować Arsene Wengera: „Lepiej żyć dniem dzisiejszym i przyszłością, niż oglądać się wstecz”. No to patrzmy w przyszłość, a nie na 500 meczów za panem. Jak wyglądają plany Waldemara Fornalika na kolejne miesiące i lata?

Waldemar Fornalik: - Pracować aktywnie - o ile zdrowie pozwoli - na najwyższych obrotach i czerpać satysfakcję. Mówię o zdrowiu, bo organizm musi być odporny na obciążenia i sytuacje, które dzieją się w trakcie meczu. Na tę chwilę wszystko jest OK, więc chcę z tej pracy jak najdłużej mieć radość.

- Ustawowy wiek emerytalny w Polsce to 65 lat. Ale pan na ustawy nie patrzy, jak rozumiem?

- Mamy przykłady wśród polskich trenerów, że potrafią długo po przekroczeniu tego wieku prowadzić drużyny – z sukcesami.

- U steru kadry też stoi selekcjoner, który granicę wieku emerytalnego już przekroczył…

- Swoją drogą mam wrażenie, że polskiego trenera w takim wieku jednak oceniałoby się trochę inaczej, niż Portugalczyka. Naszych szkoleniowców z podobnych roczników jednoznacznie określa się już mianem „starszych”. Taka jest prawda oczywiście, ale to wcale nie oznacza, że są gorsi, niż kolejne pokolenia w tym fachu.

- Uciekliśmy na moment z tematu pańskich planów i ambicji, więc powtórzę: a najbliższe miesiące? Bo mam wrażenie deja vu: przyszedł pan do Piasta, by uratować go przed spadkiem, a „za chwilę” w Gliwicach było mistrzostwo. Zagłębie też pan ocalił przed degradacją, a u progu sezonu jesteście na topie. I co pan na to?

- Na razie interesuje mnie najbliższy mecz. A cel na sezon? Sam się wykrystalizuje. Ja wiem, że ludzie szukają analogii i porównań. Ale to nie jest takie proste. Wygraliśmy, owszem, dwa niełatwe mecze, ale one wcale nie były wybitne w naszym wykonaniu. A więc – pokora przede wszystkim.

- Oba te mecze mają jednak ważną cechę wspólną: odwracaliście ich losy, od 0:1 do 2:1.

- Ważne, by zawodnik czy drużyna wierzyła w swe umiejętności. Myślę, że piłkarze Zagłębia poczuli, iż stać ich na wiele. I że nie ma przypadku w scenariuszach tych dwóch ostatnich gier, bo takie mecze graliśmy także już w rundzie wiosennej.

- Ta świętowana w sobotę „pięćsetka” ma dla pana znaczenie?

- Ma. To wielka satysfakcja. Pięćset meczów spędzonych na stojąco przy linii bocznej w ciągu 22 lat to kawał życia.

- A był w ciągu tych 22 lat moment, w którym – z racji rozgoryczenia, frustracji – myślał pan o innym zajęciu?

- Owszem, choć miało to miejsce jeszcze przed rozpoczęciem pracy na najwyższym szczeblu, czyli przed Górnikiem Zabrze. Po nieudanej przygodzie z Polonią Bytom (1996 – dop. aut.) pojawiały się różne wizje i pomysły. Bo przecież z czegoś trzeba było rodzinę utrzymać, a w tamtych czasach piłkarze czy trenerzy nie zarabiali tyle, by móc żyć z oszczędności.

- No to kim mógłby być Waldemar Fornalik, gdyby jednak nie został – na dekady – trenerem?

- Nie wiem. To nie było takie proste, bo specjalizację – jako człowiek po studiach na AWF – jednak miałem dość wąską. W grę mogła wchodzić szkoła, ewentualnie indywidualna szkółka; w innych dziedzinach nie byłoby łatwo się odnaleźć.

- Dziś piłkarze po karierach funkcjonują jako członkowie „stajni” menedżerskich względnie telewizyjni komentatorzy. Ale 20 lat temu inne czasy mieliśmy…

- No właśnie. Nie było to powszechne. Agentów piłkarskich było niewielu, telewizje też nie były aż tak rozbudowane, jeśli chodzi o transmisje i przekazy z meczów. Rozważałem wtedy różne opcje, ale wyłącznie takie, które związane były ze sportem.

- Kilka lat wstecz – jako trener Ruchu – puszczał pan w bój Łukasza Surmę, pozwalając mu złamać barierę 500 gier ligowych. Dziś – by zająć pierwsze miejsce wśród trenerów i wyprzedzić pańskiego mentora, Oresta Lenczyka – musiałby pan zbliżyć się do granicy 600 poprowadzonych z ławki meczów. Myśli pan o takim wyczynie?

- Nie złożę żadnej deklaracji, bo życie pisze własne scenariusze. Robię wszystko, by jak najdłużej pracować, ale na siłę niczego robić nie będę, jeśli uznam, że mnie to męczy.

- Słowo „mentor” w stosunku do trenera Lenczyka jest właściwe?

- Tak. Trudno się wyprzeć człowieka, z którym spędziło się wiele lat i od którego bardzo dużo się nauczyłem. Ale w moim rozwoju wielką rolę odegrał i Antoni Piechniczek, i Edward Lorens, i Jurek Wyrobek. Jako zawodnik wiążący swą przyszłość z fachem trenerskim, bardzo pilnie obserwowałem u nich takie zachowania, których w żadnej szkole nie uczą i których nie można znaleźć w żadnych książkach.

- A propos Oresta Lenczyka i legendarnej intensywności jego zajęć: jako zawodnik miał pan moment, w którym pomyślał pan: „Nie, nie dam rady”?

- Nie. Przeżyłem trenerów, u których ćwiczyło się jeszcze mocniej i ciężej. Orest Lenczyk miał natomiast bardzo innowacyjny warsztat powodujący, że zawodnicy pod względem fizycznym funkcjonował bardzo dobrze.

- Po sobotnich derbach trener Śląska, Jacek Magiera, przyznał publicznie, że wręczył panu butelkę dobrego alkoholu. Korzysta pan z takich przyjemności życia?

- Chory nie jestem, wszystko w ograniczonych ilościach jest dozwolone i dopuszczalne (śmiech). Podziękowałem Jackowi za wspaniały gest, pokazuje to jego klasę. Jestem też umówiony z nim na szklaneczkę dobrego trunku i długą rozmowę – bo szacunek jest wzajemny.

- Drużyna – jak w starym piłkarskim dowcipie – kupiła panu zegarek z okazji pańskiego święta?

- Najważniejszym prezentem były punkty zdobyte na boisku, z niego jestem w pełni zadowolony. Gratulacje były, a mój jubileusz został uhonorowany ambitną – i zwycięską - grą.

- Przed Zagłębiem mecz „na szczycie” ligowej tabeli, nie pierwszy i pewnie nie ostatni w pańskim trenerskim życiu. Jak emocje?

- Skala trudności przed nami coraz większa. Przyjeżdża jedna z najlepszych – o ile nie najlepsza – drużyna w kraju. Sami wiemy, jak daleko zaszła w europejskich pucharach w ubiegłym sezonie, a jeszcze się latem wzmocniła. Swoją drogą wreszcie mamy dobry trend: polskie drużyny po odniesieniu sukcesu w kraju lub za granicą wzmacniają się, a nie osłabiają. Do niedawna było odwrotnie: z Piasta, po zdobyciu mistrzostwa, odeszło trzech podstawowych zawodników.

- Wracając do nadchodzącego starcia z Lechem: Zagłębie jest dziś gotowe na wyrównaną walkę z takim właśnie Kolejorzem?

- Myślę, że tak, choć wciąż borykamy się z problemami. Wzmacniamy się, owszem, ale w gronie tych, którzy przyszli, ktoś musi odbudować formę, ktoś inny ma kłopot zdrowotny. Pełną kadrę będę więc mieć jeszcze nie na ten najbliższy mecz, ale na następną kolejkę.

Sonda
Czy Waldemar Fornalik doprowadzi Zagłębie Lubin do medalu MP?
Kulisy Gali Ekstraklasy | Futbologia
Najnowsze