Leszek Ojrzyński

i

Autor: Marcin Gadomski Leszek Ojrzyński

Emocjonalne słowa Leszka Ojrzyńskiego po awansie do ekstraklasy. Wspomniał byłych podopiecznych z Korony [TYLKO U NAS]

2022-05-30 16:32

Absolutnie wyjątkowa była sceneria niedzielnego finału pierwszoligowych baraży o awans do ekstraklasy. Wypełniona po brzegi Suzuki Arena w Kielcach, nagłe zwroty akcji i wyniku, wreszcie gol Jacka Kiełba – kieleckiej ikony, w ostatniej minucie dogrywki. Dzięi temu trafieniu Korona wygrała 3:2 z Chrobrym Głogów i w przyszłym sezonie zagra w elicie. Trener Leszek Ojrzyński z podopiecznymi bawił się do białego rana. Po kilku godzinach odpoczynku znalazł chwilę, by porozmawiać z „Super Expressem” o swych emocjach.

„Super Express”: - Potrafi pan znaleźć porównanie tego, co zdarzyło się w niedzielę, do innych boiskowych wydarzeń z pańskiej trenerskiej kariery?

Leszek Ojrzyński: - Może do finału Pucharu Polski, w którym Arka w podobnych okolicznościach ograła Lecha? Też był pełny stadion, też dogrywka, też zwycięska dla nas. Każdy mecz jednak jest inny, każdy klub ma swój specyficzny klimat. Wiadomo, po co mnie zatrudniono w Kielcach, i wiadomo, jaką wagę miało niedzielne spotkanie. Gra o wszystko, podsumowanie całego roku – wysiłku działaczy, trenerów, zawodników, kibiców – zamknięte w 120 minutach. Tak naprawdę więc – zupełnie nowe doświadczenie dla mnie.

- Pan już ma w trenerskim CV awanse, prawda?

- Raz samodzielnie, dwukrotnie w roli asystenta. Ale co najwyżej na zaplecze ekstraklasy. Ten niedzielny był zdecydowanie najpiękniejszy. I do tego z Koroną! Na trybunach siedziało mnóstwo ludzi, których osobiście dobrze znam od lat. I których bardzo nie chciałem – nie chcieliśmy! - zawieść.

- Nie zawiedliście, choć nie brakowało momentów trudnych.

- Jak się nie załatwia szybko tematu – a mieliśmy okazje ku temu, by to zrobić – to się różnie może mecz ułożyć. Były chwile, w którym opadliśmy z sił; w których rywal zobaczył okazję na sprawienie sobie prezentu. Na szczęście przetrzymaliśmy ten moment słabości.

Korona Kielce wraca do Ekstraklasy! Horror w finale barażów i zabójcza końcówka dogrywki

- No i wyciągnął pan asa z rękawa; o Jacku Kiełbie myślę. Tak to miało być?

- Zupełnie nie tak! Owszem, zakładałem, że Jacek dopełni dzieła, ale mieliśmy wszystko załatwić w ciągu 90 minut. Nie udało się, więc trzeba było dalej „pruć”. A mówiąc poważnie: nie mogło się to skończyć lepiej, niż przypieczętowaniem awansu właśnie przez niego! Gdybyśmy chcieli sobie wyreżyserować ten mecz, nie ułożyłoby się to pewnie tak fantastycznie, jak wyszło w rzeczywistości. Najpiękniejsza karta historii!

- Zbudował pan kiedyś w Kielcach drużynę, o której mówiono „banda świrów” - i był to wyraz sympatii. Tęskni pan za tamtymi chłopakami?

- Czy ja tęsknię? Tamte czasy nie wrócą, trzeba się z tym pogodzić. A tamci ludzie? Proszę spojrzeć: „Vuko” pracował w Legii; Pavol Staño prowadzi płocką Wisłę. Kamil Kuzera jest u mnie w sztabie, Paweł Golański „poszedł w dyrektory”. Z kolei Maciek Korzym i Kamil Sylwestrzak stanęli w ringu. Do tego wszystkiego trzeba – mówiąc kolokwialnie – mieć jaja. Wyjątkowi ludzie.

- Dzisiejsza ekipa już na swój przydomek zapracowała?

- W ogóle o tym nie myślę. Wiem za to, że to charakterni ludzie. Walczący do końca. Niech pan policzy: w tym roku sześć bramek zdobywaliśmy w doliczonym czasie gry! Dzięki temu „przeciskaliśmy” wiele meczów, które zasłużyły na miano horrorów. To pokazuje, że wzmocnoenia być muszą. Siądziemy z dyrektorem Golańskim, ze sztabem i pomyślimy o nich. Ale teraz – mówiąc szczerze – marzymy przede wszystkim o krótkim odpoczynku. 13 czerwca się spotkamy, rozpoczniemy przygotowania. Do tego momentu wyłączamy się. Przynajmniej ja...

Wzruszające wyznanie Jacka Kiełba po golu na Ekstraklasę. To prawdziwy wyciskacz łez

Sonda
Jak spisze się Korona w przyszłym sezonie w ekstraklasie?
Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze