W poprzednim sezonie zdecydowanym outsiderem ligi było Zagłębie Sosnowiec, które przegrywało mecz za meczem. Po dziewięciu kolejkach poprzedniego, ówczesny beniaminek miał na swoim koncie sześć oczek. Ani Rakowowi, ani ŁKS-owi Łódź nikt nie wróżył podobnego losu.
Podopieczni Kazimierza Moskala, który po latach wrócili na najwyższy szczebel rozgrywkowy rozpoczęli sezon nieźle - od remisu i zwycięstwa. Niestety, od trzeciej kolejki przegrywają każde kolejne spotkanie. Efekt jest taki, że ŁKS jest obecnie ostatni i ma tylko cztery punkty. Wszelkie słabości rywali w pierwszym, sobotnim meczu wykazała Arka Gdynia.
Na stadionie przy alei Unii Lubelskiej, show w pierwszej połowie dał Davit Skhirtladze. 26-letni Gruzin zdobył dwa gole, podcinając skrzydła gospodarzom. Szanse na remis dał im Rafał Kujawa, który strzelił bramkę kontaktową siedem minut po rozpoczęciu drugiej odsłony. Nadzieje na chociaż jeden punkt zostały pogrzebane bardzo szybko.
W 58. minucie do asysty, gola dorzucił Michał Nalepa, a kwadrans później Davit Skhirtladze asystował Maciejowi Jankowskiemu. Arka wygrała 4:1 i awansowała na czternaste miejsce w tabeli - pierwsze, które od tego sezonu gwarantuje spadek do Fortuna 1. Ligi. Róznica między nimi a trzynastym Rakowem Częstochowa to jednak zaledwie gorszy bilans bramkowy. Po zakończeniu meczu piłkarze ŁKS-u udali się na rozmowę ze swoimi kibicami.