"Super Express": - Jedna wygrana na osiem meczów. Co się dzieje z Lechem?
Nickie Bille Nielsen: - To trudny moment, ale taki jest futbol, to ciągłe wzloty i upadki. Teraz jest jednak ten czas, kiedy musimy podnieść głowy i wygrać. Odliczam dni do finału, bo to najważniejszy mecz w sezonie. Mentalnie musimy być bardzo twardzi. W takim finale zapominasz o wszystkim innym - który jesteś w lidze, czy dobrze ci idzie. Nic innego się nie liczy, tylko to, by wygrać z Legią.
- Przeżywasz takie mecze?
- No pewnie i to bardzo mocno. Zrozum, że dla nas, piłkarzy, to nie jest tylko gra w piłkę. Gdy nie wygrywamy, nie idziemy się bawić i żartować. Ja idę do domu zły, smutny i nie mogę zasnąć, tak jak po ostatnim meczu. Analizuję, co powinienem zrobić lepiej, odtwarzam w głowie moje sytuacje. Dla mnie to nie tylko gra, to moje życie.
- To mecz z podtekstami?
- Finał krajowego pucharu ma swój prestiż, niezależnie, z kim grasz. To, że akurat gramy z Legią, dodaje smaku, ale ważniejsze jest zdobycie trofeum. Po to gra się w piłkę, tego pragną kibice - trofeów. Jeśli do tego zdobywasz je po meczu z największym rywalem, jest jeszcze lepiej.
- Lubisz taką presję?
- Bardzo lubię takie mecze. Wygrałem już Puchar Danii, w Norwegii grałem w finale, który przegraliśmy. To jest wielka presja, ale to właśnie mnie napędza. Uwielbiam presję, mecze o wysoką stawkę. Mamy szansę wygrać i pokazać całej Polsce, że jesteśmy dobrą drużyną.
- Z Legią nie gra wam się ostatnio najlepiej...
- Moim zdaniem ostatni mecz zagraliśmy całkiem dobrze, choć niestety wynik był bardzo zły (0:1). Uwierzyłem jednak po tym meczu, że teraz już z nimi wygramy. Zresztą Zagłębie też z nimi teraz wygrało (2:0), to przecież nie jest niemożliwe. Teraz musimy jednak skupić się na sobie, nie na Legii. To my musimy wiedzieć, jak wygrać i potem zrobić to w Warszawie.
- Twój relaks przed meczem?
- To nie jest czas na relaks, chociaż mam swój sposób na oderwanie się od futbolu. Kupiłem perkusję elektryczną i odreagowuję przy bębnach.