Mecz Lechia Gdańsk - Korona Kielce zapowiadał się na ciekawe widowisko. Od początku sezonu obie ekipy prezentowały piłkę miłą dla oka, a w ich spotkaniach padało sporo bramek. Lechiści po poprzednim fatalnym sezonie zmienili się nie do poznania. W sześciu pierwszych grach kampanii 2018/19 nie przegrali ani razu. Z czterema zwycięstwami i dwoma remisami na koncie do spotkania z kielczanami przystępowali jako lider tabeli naszej ligi. Tymczasem złocisto-krwiści znowu zaskoczyli ekspertów i przed siódmą kolejką zajmowali siódme miejsce. Wiedzieli także, że jeśli wygrają w piątek różnicą dwóch goli, to... wywindują się na fotel lidera.
Początek meczu był dość dynamiczny. Do 23. minuty żaden zespół nie zagroził jednak poważniej bramce rywali. Wtedy jednak piłkę z prawej strony ustawił Łukasz Kosakiewicz. Obrońca złocisto-krwistych dośrodkował z rzutu wolnego wprost na głowę Djibrila Diawa. Senegalczyk minimalnie jednak przeniósł piłkę nad bramką Dusana Kuciaka.
Minutę później błąd w swoim polu karnym popełnił Piotr Malarczyk. Defensor gości złapał Flavio Paixao, a ten upadł na murawę. Pan Bartosz Frankowski z Torunia nie miał wątpliwości i podyktował "jedenastkę" dla Lechii. Do piłki podszedł sam poszkodowany, odesłał w drugi róg Mathiasa Hamrola i wyprowadził biało-zielonych na prowadzenie 1:0.
Po zdobytej bramce gdańszczanie pozwalali rywalom spokojnie rozgrywać piłkę. To jednak gospodarze byli bliżej kolejnego trafienia. Po pół godzinie gdy "Koroniarze" popełnili kolejny błąd i pozwolili Paixao swobodnie wbiec w pole karne. Ten dograł jednak niedokładnie. Na nieszczęście Korony futbolówka trafiła jeszcze pod nogi, stojącego tuż przed szesnastką, Daniela Łukasika. Pomocnik nie myślał długo i oddał strzał, który minimalnie minął lewy słupek bramki Hamrola.
Po drugiej stronie tradycyjnie dużo szumu robił Bartosz Rymaniak. Prawy obrońca kielczan i w piątek potwierdział dobrą formę. Chętnie włączał się do ataków, a jedno z jego uderzeń zmierzało w światło bramki Kuciaka. Niewykluczone, że gdyby nie rykoszet, to mielibyśmy wyrównanie. Do przerwy jednak więcej goli nie padło i po czterdziestu pięciu minutach bliżej osiągnięcia swojego celu byli podopieczni Piotra Stokowca.
Początek drugiej części gry to optyczna przewaga przyjezdnych. Piłkarze ze stolicy Gór Świętokrzyskich niemal nie schodzili z połowy rywali. Jednak dobrze zorganizowana defensywa lechistów nie pozwalała na stworzenie klarownej okazji. Taka przyszła w 54. minucie. W polu karnym świetnie złożyła się do strzału Matej Pućko. Piłka po uderzenie z woleja poszybowała jednak prosto w środek bramki i Kuciak sparował ją na rzut rożny.
Ta sytuacja najwyraźniej dała dużo do myślenia gospodarzom. Od tego momentu bowiem przejęli inicjatywę i szukali sposobu na rozmontowanie defensywy Korony. Ryzykowali co prawda kontrę rywali, ale w 69. minucie opłaciło im się to. Wprowadzony chwilę wcześniej na plac gry Jakub Arak obsłużył świetnym podaniem Paixao, a ten strzelił swojego drugiego gola w piątek.
Kolejny cios zupełnie podciął skrzydła "Scyzorom". Podopieczni Gino Lettieriego, niczym ogłuszeni obuchem, nie potrafili poważniej zagrozić obronie przeciwników. Tym samym ponieśli drugą porażkę w obecnym sezonie. Na pewno jednak po siódmej kolejce nie wypadną za górną ósemkę. Może tylko spaść za Legię Warszawa. Lechia tymczasem umocniła się na pozycji lidera i ma siedemnaście punktów. W następnej serii gier przewodzący tabeli gdańszczanie zagrają w Krakowie z Wisłą. Koronę czeka wyjazd do Szczecina, gdzie zmierzy się z Pogonią.
Lechia Gdańsk - Korona Kielce 2:0 (1:0)
Bramki: Flavio Paixao 24 (k), 69
Żółte kartki: Mladenović, Paixao, Nalepa, Sopoćko - Malarczyk, Kovacević, Rymaniak, Żubrowski
Lechia: Kuciak - Fila (78. Nunes), Nalepa, Vitoria, Mladenović - Sopoćko, Łukasik, Lipski - Mak (67. Arak), Paixao, Haraslin (84. Chrzanowski)
Korona: Hamrol - Rymaniak, Malarczyk (64. Górski), Diaw, Kosakiewicz - Forbes (46. Pućko), Żubrowski, Kovacević (73. Arweładze), Janjić, Gardawski - Soriano