"Super Express": - Lechia jest liderem, ale niedawny mecz prawdy z Legią przegrała 0:3. Czy to nie oznacza, że mistrzostwo to jednak dla was jeszcze za wysokie progi?
Flavio Paixao: - Skreślanie nas po jednym nieudanym meczu byłoby śmieszne. To jakby powiedzieć, że Manchester City po porażce 0:4 z Barceloną nie jest w stanie walczyć o czołowe miejsca w poważnych rozgrywkach. Mecz w Warszawie nam nie wyszedł, pewnie kilka spotkań w tym sezonie przegramy, ale większość kończy się po naszej myśli. Lechia jest poważnym kandydatem do tytułu, choć sezon jest bardzo długi i najważniejsza będzie forma po podziale na grupy.
- Rozegrałeś ostatnio setny mecz w Ekstraklasie, nie opuściłeś ani jednej kolejki od momentu przyjazdu do Polski. Skąd to żelazne zdrowie? Masz jakiś sekret w tym względzie?
- Pozytywne nastawienie do życia i zdrowe jedzenie. Odrzucam wszystko, co negatywne, nie chcę żadnych złych emocji. Dzięki temu mam czystą głowę, a dzięki zdrowemu odżywianiu ciało funkcjonuje jak trzeba. Nieraz koledzy pytali, jak to robię, że nie mam kontuzji. No właśnie tak: dużo uśmiechu, szpinak i brokuły. To moja tajemnica (śmiech).
- Czyli polską kuchnię omijasz? Bo do lekkich nie należy.
- Czasem robię wyjątek, jak po ostatnim meczu z Piastem. Zdarza mi się zwycięstwo świętować żurkiem. Dla mnie to polska potrawa numer jeden.
- Ostatnie zwycięstwo dedykowałeś zmarłemu wujkowi. Podobno bardzo przeżyliście jego odejście...
- Bardzo, bo był dla mnie i dla Marco jak starszy brat. Dużo nam pomógł, bo sam grał w piłkę. Walczył z rakiem, choć lekarze już od pół roku mówili, że nic nie da się zrobić. Odszedł, mając ledwie 46 lat.
- Wracając do piłki. Który z tych stu meczów w lidze, był dla ciebie najlepszy?
- Ten na stadionie Lechii, ale jeszcze w barwach Śląska, gdy strzeliłem cztery gole.
- Przed wami derby z Arką. To szczególne wydarzenie?
- Pewnie dla kolegów, którzy grają tu dłużej ,tak, ale ja traktuję to spotkanie jako okazję do zgarnięcia kolejnych trzech punktów w drodze po tytuł. I jeśli się da - po koronę króla strzelców, choć wiem, że w Lechii jest drugi taki, który myśli o tym samym. Ma na imię Marco (śmiech).