Ukraina była drugą europejską „przystanią” brazylijskiego obrońcy Górnika Łęczna. Wcześniejsza przygoda z piłką bułgarską (pół roku w Czernomorcu Burgas) okazała się niewypałem, ale pobyt w kraju naszego wschodniego sąsiada Leandro wspomina z sentymentem. - Mieszkałem i grałem tam prawie sześć lat. Poznałem kraj, zaprzyjaźniłem się z tamtejszymi ludźmi. Straszne jest to, co tam się dzieje. Zupełnie niepotrzebne, absurdalne... – mówi, z trudem panując nad emocjami. W pierwszej połowie drugiej dekady XXI wieku Brazylijczyk był zawodnikiem dwóch klubów z Użgorodu na granicy słowacko-ukraińskiej: Zakarpatii oraz Howerły, a także Wołynia z Łucka oraz krymskiej Tawriji Symferopol. Do Polski przyjechał latem 2014. - Po rosyjskiej agresji, zajęciu Krymu i części wschodnich regionów, zaczęły się zdarzać kłopoty finansowe w niektórych klubach ukraińskich – tłumaczy przyczyny przeprowadzki do naszej ligi.
Z tamtych czasów – poza wspomnieniami – zostały mu także kontakty: adresy mailowe, numery telefonów. Dziś są ważne. - Niemal codziennie rozmawiam z niektórymi byłymi kolegami klubowymi - opowiada Leandro. - W ostatnich dniach miałem kontakt z przyjacielem z okresu mojej gry w Łucku. Rozmawialiśmy akurat w trakcie zgrupowania jego nowej drużyny w Turcji. Doznał tam kontuzji, rehabilitację ma przechodzić z w Warszawie. Natomiast sam obóz kończył się 14 marca. Kiedy rozmawialiśmy, ani on, ani nikt inny w jego ekipie nie wiedział, co zastaną w ojczyźnie po powrocie... - kończy obrońca Górnika Łęczna.