"Super Express": - Wicemistrzostwo Polski, Puchar i Superpuchar Polski. Michał Probierz wysoko zawiesił panu poprzeczkę w Jagiellonii...
Ireneusz Mamrot: - Musiałem to zaakceptować. Wiedziałem, że jak przyjdzie porażka, to ludzie od razu będą wracać do czasów Michała. Ale nie wahałem się nawet minuty nad przyjęciem oferty pracy tutaj, bo 17 lat czekałem na szansę pokazania się w Ekstraklasie i zamierzam ją wykorzystać. Nie chcę za dużo mówić o Michale, ale. on też miał tu trudny okres, gdy po pucharach walczył o utrzymanie. Drużyna była przebudowywana, po sukcesach przyszły chudsze dni. Ja nie myślę w kategoriach - muszę dorównać Probierzowi! Gdybym tym żył, tobym zwariował. Zarząd postawił przede mną cel, który chcę zrealizować.
- Przed meczem z Cracovią prowadzoną przez Probierza puls panu nie przyśpiesza? Nie pojawiają się myśli - muszę pokazać, że jestem lepszy?
- To będzie większe przeżycie dla piłkarzy, którzy z nim pracowali. Jedni będą chcieli się pokazać, inni udowodnić, że są lepsi, niż on uważał. Znamy się z Michałem kilka lat, nie muszę mu nic udowadniać. Nasze relacje zawsze były dobre i po sobocie nic się nie zmieni. Chcę wygrać, ale bardziej motywuje mnie to, że w ostatnich dwóch meczach zdobyliśmy tylko punkt. A nie rozdmuchana przez media rywalizacja z Michałem.
- Duch poprzednika jeszcze unosi się nad Jagiellonią?
- To jest już inna Jagiellonia. Pewne rzeczy zaszczepione przez Michała jak agresja, pozostały, ale, z każdym treningiem to jest coraz bardziej mój zespół.
- Cracovia zajmuje ostatnie miejsce w lidze. To słaba drużyna?
- Na pewno nie. Kadra została mocno przebudowana i Michał potrzebuje czasu, żeby ułożyć ją po swojemu. Wolałbym z nimi grać tydzień po meczu z Piastem, bo te dwa tygodnie przerwy sprawią, że będą mocniejsi. Ale... my też jesteśmy silniejsi, bo wracają kontuzjowani i jedziemy do Krakowa po punkty.