- Wiedziałem, że jeszcze tu wrócę. Robiłem wszystko, by tak się stało. Odszedłem rok temu do Zagłębia Sosnowiec, ale wiedziałem, że jedynym klubem, który mogę poprowadzić jest Legia Warszawa. Wróciłem do domu - powiedział nowy szkoleniowiec Legionistów. I faktycznie. Cała jego kariera trenerska podporządkowana była tylko temu, by pewnego dnia ponownie zameldował się na Łazienkowskiej. Był asystentem trenerów, później szkoleniowcem zespołu rezerw. Epizod w Sosnowcu też był częścią większego planu. Magiera pewnego dnia miał poprowadzić stołecznych. I traf chciał, że Besnik Hasi wytrzymał ledwie trzy miesiące, postawił klub pod ścianą, zmuszając w ten sposób włodarzy mistrzów Polski, by swój plan wprowadzili w życie szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać.
- Chcę się otaczać fachowcami, nie kolegami. O wszystkim decyduję ja, ale chcę, żeby osoby w moim otoczeniu miały podobne spojrzenie na piłkę. Najważniejsze w moim życiu są zasady. One były, są i będą. Dyscyplina, punktualność, bycie profesjonalistą 24 godziny na dobę - przedstawił fanom oraz dziennikarzom krótkie CV. A później dodał, jaki będzie cel jego pracy: - Mamy grać ofensywnie. Z polotem.
I tylko pytanie, czy na zgliszczach zespołu Besnika Hasiego wizja odbudowy klubu będzie w ogóle możliwa. Ale odpowiedź na to pytanie, a także na to, jak piłkarze warszawskiej drużyny zareagują na hasła "dyscyplina" i "profesjonalizm" poznamy dopiero za kilka tygodni.