Super Express: - Twój zimowy transfer był sporym zaskoczeniem. Dlaczego zdecydowałeś się na grę o utrzymanie w Turcji kosztem walki o mistrzostwo Polski?
Jakub Szumski: - Dla mnie to nie była prosta decyzja, a sama sytuacja też nie jest czarno-biała. Tym bardziej, że Raków bardzo dużo dla mnie znaczy i wiele mu zawdzięczam. Tak naprawdę ten transfer był skutkiem mojej sytuacji w klubie, zarówno pod kątem sportowym jak i kontraktowym. Na pewno walka o mistrzostwo Polski jest jednym z moich największych marzeń i to nie jest tak, że po prostu z tego marzenia zrezygnowałem. Po namyśle uznałem jednak, że muszę szukać dla siebie nowego miejsca, w którym będę czuł się potrzebny.
- Z twoich słów wynika, że przeprowadzka była bardziej inicjatywą klubu.
- Czułem się jakbym był zabezpieczeniem klubu dopóki nie znajdzie on nowego bramkarza. Jeszcze w trakcie rundy jesiennej, kiedy grałem regularnie, dochodziły do mnie głosy, że Raków intensywnie poszukuje golkipera. Te spekulacje na pewno mi nie pomagały. Wydaje mi się, że szczególnie w przypadku bramkarza zaufanie jest bardzo ważne. A fakt, że w Turcji ten kredyt zaufania otrzymałem sprawia, że decyzja o przeprowadzce wydaje mi się słuszna.
- Wspomniałeś o tym, że Raków dużo dla ciebie znaczy, ale jesteś wychowankiem Legii, w barwach której dwukrotnie zdobyłeś mistrzostwo Polski. Do którego z tych klubów obecnie ci bliżej?
- Przez pierwszą rundę byłem piłkarzem Rakowa, wciąż mam tam kolegów oraz przyjaciół. W dalszym ciągu czuję się odpowiedzialny za wyniki sportowe tego klubu. W przypadku osiągnięcia sukcesu będę czuł się jego współautorem. Wiadomo, że wychowałem się w Legii, urodziłem się przy stadionie i warszawski klub zawsze będzie mi bliski. Ale w obecnym sezonie w wyścigu po mistrzostwo Polski kibicuję Rakowowi.
- Erzurumspor jest twoim pierwszym zagranicznym klubem, w dodatku w bardzo specyficznym miejscu do życia, jakim z pewnością jest Turcja. Jak udało ci się odnaleźć w nowej rzeczywistości?
- Tak jak powiedziałeś, Turcja jest specyficznym miejscem do życia, ale ja także znajduję się w specyficznym regionie Turcji. Sama miejscowość znajduje się w górach, ponad 2 tys. m n.p.m., więc na samym początku problemy ze zwykłym funkcjonowaniem miałem spore. Pierwszy mecz domowy graliśmy w temperaturze -16 stopni, więc nie jest to taka Turcja jak wszyscy sobie wyobrażają.
W Pucharze Polski górą był Piast. W Ekstraklasie będzie ZEMSTA Pogoni?
- A jak przyjęła cię miejscowa ludność?
- Bardzo pozytywnie, naprawdę było to dla mnie ogromne zaskoczenie. Odkąd tu przyjechałem spotykam się z ogromną życzliwością i bardzo przyjaznym nastawieniem względem mojej osoby. Wszyscy starają się być pomocni, nawet pomimo bariery językowej, nikt bowiem nie mówi tu po angielsku. Używają nawet translatorów i próbują porozumieć się ze mną po polsku! Na pewno bardzo mi to pomogło na samym początku mojego pobytu.
- Czy wśród kibiców Erzurumsporu także panuje taki fanatyzm, z którego znana jest cała piłkarska Turcja?
- Ze względów pandemicznych niestety nie mogłem się jeszcze o tym przekonać, ale podobno są tu kibice należący do ścisłej krajowej czołówki. Stadion ma około 20 tysięcy miejsc i kiedy jeszcze kibice mogli wchodzić na trybuny, zapełniał się dość regularnie. Całe miasto także żyje piłką, praktycznie w każdym sklepie można natknąć się na fanów. Dlatego mam ogromną nadzieję, że niedługo stadiony zostaną otwarte, bo nasi fani z pewnością byliby dla nas wielkim wsparciem w walce o utrzymanie.
SUROWA kara dla gwiazdy Legii. As mistrza Polski ZAWIESZONY w rozgrywkach
- Jak porównałbyś poziom polskiej ekstraklasy oraz tureckiej Superligi?
- Z pewnością są to zupełnie różne ligi. W lidze tureckiej są zdecydowanie większe pieniądze, więc siłą rzeczy gra w niej więcej dobrych zawodników. W Polsce dużą wagę przywiązuje się do organizacji gry, realizowania planu meczowego. W Turcji większy nacisk kładzie się na grę ofensywną, zdobywanie bramek. Wydaje mi się, że presja wyniku jest tutaj zdecydowanie większa. Tak naprawdę w ułamku sekundy możesz przejść drogę z nieba do piekła lub odwrotnie.
- Masz na myśli jakąś konkretną sytuację?
- W poprzednim meczu w pierwszym składzie wyszedł zawodnik wypożyczony z klubu, przeciwko któremu akurat graliśmy. Dla niego był to debiut w pierwszym składzie, w dodatku był to bardzo ważny mecz w kontekście walki o utrzymanie. Prowadziliśmy 1:0, a gość nagle w minutę dostał dwie żółte kartki, z czego druga była efektem szopki, którą urządził po otrzymaniu pierwszego kartonika. Zachowanie skrajnie nieodpowiedzialne, można nawet powiedzieć: głupie. Ale na następny dzień tego zawodnika nie było już w klubie. Wypożyczenie zostało zakończone i tyle go widzieliśmy.
Legia dopina dwa transfery. Michniewicz OCENIŁ potencjalne nowe nabytki mistrza Polski
- Jesteś w Turcji dopiero od kilku tygodni, ale czy jesteś w stanie wymienić nazwisko zawodnika, który swoją grą wywarł na tobie największe wrażenie?
- Do tej pory graliśmy głównie ze słabszymi drużynami, więc na razie nikogo takiego nie było. Ciekawe jest natomiast to, że praktycznie każdy klub ma w swoich szeregach jakieś duże nazwisko. Ostatnio w przeciwnej drużynie grał Aaron Lennon, jeszcze wcześniej Max Gradel czy Arouna Kone. Wszystko jednak przede mną, bowiem te największe firmy mają w swoich szeregach wyśmienitych piłkarzy. Mesut Oezil, Ryan Babel, Fernando Muslera… naprawdę duże nazwiska.
- W przeszłości w miarę regularnie otrzymywałeś powołania do młodzieżowych reprezentacji Polski. Wciąż tli się w tobie nadzieja, że zadebiutujesz również w dorosłej kadrze? Czy pozostaje to już w sferze marzeń?
- Nie, zdecydowanie nie (śmiech). Spójrz na jakim poziomie mamy obecnie bramkarzy ocierających się o reprezentację. W tej chwili mamy golkiperów, którzy grają z powodzeniem w niezłych europejskich klubach, a nie dostają powołań. Kilka tygodni temu rozpocząłem swoją pierwszą zagraniczną przygodę w karierze i na tym obecnie się skupiam. Jeśli chodzi o reprezentację jestem już tylko kibicem.