"Super Express": - Gol na 3:0 dla Ruchu był najważniejszy w twojej karierze?
Jarosław Niezgoda: - Na pewno to była bramka, która bardzo mnie ucieszyła. Wciąż jestem zawodnikiem Legii, dlatego bardzo mi zależało, żeby się w stolicy pokazać. W głowie czułem wielką radość, ale z szacunku dla kolegów z Legii i kibiców, na boisku jej nie okazywałem.
- Zimą głośno było o twoim wcześniejszym powrocie do Legii. Czekałeś na sygnał z Łazienkowskiej, żebyś się pakował, bo znów jesteś potrzebny?
- Odciąłem się od tych spekulacji. W Ruchu jest mi dobrze, mam w tym klubie szanse rozwoju. W moim wieku każda minuta spędzona na boisku jest bardzo ważna. A wiadomo, jaka konkurencja jest w Legii. Na pewno trudno by mi było tu tyle grać, co w Chorzowie.
- Przeciwko Ruchowi Legia przypominała drużynę Besnika Hasiego, którą jesienią nawet na Łazienkowskiej ogrywał, kto chciał.
- Rzeczywiście, chłopakom trochę brakowało pomysłu. Ale my też zagraliśmy brzydki futbol. Głęboko się cofnęliśmy i tylko czekaliśmy na swoje szanse. Inna sprawa, że dziś mieliśmy ich bardzo dużo. Ozdobą meczu były bramki. Wszystkie - stadiony świata.
- Wygrana na boisku mistrzów Polski jest dla Ruchu jak kroplówka, przywraca wam wiarę w utrzymanie?
- Mam nadzieję, że teraz więcej kibiców w nas uwierzy. My mimo porażki w pierwszym meczu z Cracovią i odjęciu 4 punktów przez Wydział Dyscypliny, nigdy wiary w pozostanie w Ekstraklasie nie straciliśmy.
- Oglądałeś w poprzednich meczach nowego napastnika Legii Tomasa Necida?
- Widziałem go w spotkaniu z Ajaksem, ale jakoś specjalnie się na tym piłkarzu nie skupiałem. Nie wiem, jak wygląda fizycznie, ale jest nowy w klubie i trzeba dać mu czas. Na razie nic wielkiego nie pokazał. Ale może jeszcze odpali i wszyscy będziemy odszczekiwać te słowa. Nie chcę go oceniać, niech sobie gra.
- Jesteś lepszy od Necida?
- Wierzę, że nie jestem od niego gorszy.