Super Express: - Pamiętasz, kiedy ostatni raz Legia przegrała u siebie?
Jarosław Niezgoda: - Zadano mi to pytanie przed meczem. W poprzednim sezonie, kiedy jeszcze grałem w Ruchu, wygraliśmy 3:1 (Niezgoda strzelił wtedy gola - przyp. aut.). Od tamtej pory Łazienkowska to niezdobyta twierdza. I dobrze! Po to tu jesteśmy, żeby ten stan utrzymał się jak najdłużej.
- Ciężko było wam się pozbierać na ten mecz po ostatnich zawirowaniach w drużynie i wokół niej?
- Nie, każdy chciał wyjść i wygrać to spotkanie, żeby wyciszyć nastroje, jakie panowały wokół Legii.
- Przed meczem byliście na urodzinowej kolacji zorganizowanej przez Romea Jozaka. To spotkanie poprawiło relacje na linii trener - drużyna?
- Szczerze mówiąc - nie wiem. Relacje są takie, jak były. Normalne. Myślę, że ta sytuacja po Poznaniu znacząco nie zmieniła naszych stosunków.
- Po wygranej z Lechią zeszło z was ciśnienie, które towarzyszyło drużynie od porażki z Lechem i okoliczności z nią związanych?
- Jest duża ulga. Każdy z nas potrzebował tego zwycięstwa. Cała Warszawa na nie czekała.
- W trakcie przerwy na reprezentacje z drużyną spotkał się prezes Mioduski, który potem powiedział, że spotkanie z Lechią będzie nowym otwarciem. Tak należy to zwycięstwo traktować?
- Po jednym meczu nie ma co popadać w nadmierny optymizm. Musimy zacząć wygrywać seryjnie. W tym sezonie po jednym, dwóch meczach, w których punktowaliśmy, potem przegrywaliśmy. Teraz musi się to zmienić.
Piszczek dyrygował zespołem kulami... w IV lidze