Na wyższych poziomach rozgrywkowych taka sytuacja byłaby zapewne nie do pomyślenia, ale w przeszłości niejednokrotnie się przekonywaliśmy, że te najniższe ligi to idealne warunki do zaistnienia różnego rodzaju kuriozalnych zdarzeń. I dokładnie tak było w meczu wrocławskiej B-klasy Wicher Domasław - Polonia II Bielany Wrocławskie. Mecz został przerwany już w 5. minucie z dość nietypowego powodu.
Prowadzący to spotkanie arbiter usłyszał bowiem... alarm w swoim stojącym nieopodal boiska samochodzie! Świadkowie zdarzenia, czyli zawodnicy biorący udział w meczu, twierdzą, że ktoś chciał ukraść auto. Poinformował o tym Mateusz Lubański, dziennikarz TVP3 Wrocław. Ale jest jeszcze inna wersja zdarzeń.
Otóż niektórzy uważają, że była to jedynie awaria alarmu, który włączył się sam z siebie. Historię o próbie kradzieży zdementował też sam prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej. Na ten moment trudno więc stwierdzić, która ze stron ma rację. Niemniej po raz kolejny przekonaliśmy się o tym, że niższe klasy rozgrywkowe w Polsce to po prostu styl życia...