"Super Express": - Jak to było z tym piciem z Lewandowskimi? Podobno ostro.
Ludovic Obraniak: - Ostro w tym sensie, że myślałem, że następnego dnia nie przeżyję (śmiech). To było po jednym ze zgrupowań kadry, jeszcze za Beenhakkera. Mariusz Lewandowski zawsze uważał mnie za dobrego kolegę. W hotelu kadry w ostatni wieczór mogły się pojawiać rodziny, to już było po meczu. Zszedłem na dół coś zjeść i wtedy zobaczył mnie Mariusz. Przyjechał do niego ojciec, zaprosili mnie do stolika. Powiedzieli, że jestem dla nich jak członek rodziny, więc trzeba się napić. Byłem zaszczycony takim określeniem, więc chętnie skorzystałem. Wypiliśmy z tatą Mariusza po "lufie", a atmosfera tak mi się podobała, że sam, na swoją zgubę, zaproponowałem kolejną. Nie wiem, co to było, jakiś mocny alkohol, a ja do tego nie jestem przyzwyczajony.
- Dużo wypiłeś?
- No te dwa "shoty".
- Jak to dwa?! I po tym miałeś takie kłopoty?
- Tak. Wróciłem do pokoju, cały sufit mi "tańczył". Rano miałem lot do domu. Wymiotowałem i w samolocie, i w pociągu. To była masakra (śmiech). Ale rodzinę Lewandowskich wspominam super!
- Kadra to już przeszłość. Mamy listopad, a jesteś bez klubu. Co się dzieje?
- Latem rozwiązałem kontrakt z Maccabi Hajfa. Miałem kilka ofert, ale nie na tyle ciekawych, żeby skorzystać. Trenuję i spokojnie czekam.
- Może polska Ekstraklasa?
- We wrześniu pewna osoba sondowała możliwość mojej gry w Legii. Podobno usłyszała, że klub nie jest zainteresowany ze względu na mój charakter, że trudno nade mną panować. W Polsce zrobiono mi sporo "czarnego PR", więc specjalnie mnie to nie zdziwiło. Trudno. Ja grą w Legii byłem zainteresowany. Wiadomo - mistrz Polski, Liga Mistrzów.
- A inne polskie kluby?
- Chyba trudno byłoby się dogadać pod względem finansowym.
- W opisie twitterowego konta podajesz, że jesteś "marchand d'art". Czyli nie tylko kupujesz dzieła sztuki, ale i sprzedajesz?
- Tak. Choć zdecydowanie więcej kupuję. Co konkretnie? Wszystko. Obrazy, rzeźby, fotografie. Ale miłość do sztuki jest trudna. Bo tych dzieł, ze względów bezpieczeństwa, nie trzymam w domu, tylko w specjalnych sejfach. Na co dzień nie mogę więc ich kontemplować (śmiech).