„Super Express”: - 10.10. założy pan po raz ostatni koszulkę 1.FC Köln. Rozumiem, że – biorąc pod uwagę zastrzeżoną w Kolonii na pana cześć „dziesiątkę” – data jest nieprzypadkowa?
Lukas Podolski: - No i do tego ten czwartek. Chciałem poczuć, jak to jest grać w ten dzień tygodnia, kiedy są mecze pucharowe (Liga Konferencji – dop. aut.). Może nam to w Zabrzu posmakuje na przyszłość? (śmiech).
- Po oficjalnym meczu pożegnalnym w reprezentacji Niemiec, zamyka pan kolejny ważny rozdział w swym piłkarskim życiu. Ze wzruszeniem?
- To fantastyczna rzecz móc w takim meczu wystąpić. FC Köln zawsze był i będzie mi bliski, jako pierwszy klub w mojej karierze. Cieszę się, że zaproponowano mi zorganizowanie takiego wydarzenia. To wspaniała okazja, bym, mógł podziękować wszystkim ludziom, którzy tam przez lata pracowali, a których na co dzień nie widać. Bo klub to przecież nie tylko boisko i piłkarze. To także sztab, to zespół fizjoterapeutów, to osoby pracujące w magazynie, to kierowcy. Świetnie, że mogę raz jeszcze ich spotkać, być blisko nich.
- W Górniku też pan taki mecz zaplanuje?
- Może kiedyś rzeczywiście taki trzeci pożegnalny mecz się tu zdarzy.
- Kolonia i Górny Śląsk to dwa najważniejsze miejsca w pana życiu?
- Wspomnienia z dzieciństwa wciąż są żywe. Górny Śląsk: Sośnica, Zabrze, Katowice, zawsze będą kojarzyć się z dymem kominów, który mi wcale nie przeszkadzał, i ze światłami w oknach familoków, w których mieszkała moja rodzina. A Kolonia to ulice i podwórka, na których kopałem piłkę z przyjaciółmi; wielu z nich dziś też zasiądzie na trybunach. To te mecze, toczona w nich walka, ukształtowały mój charakter piłkarski. Zupełnie nie rozumiem, czemu dziś w tych samych miejscach grać nie można. Że niby jest głośno? To od razu trzeba policję wzywać? Czasy się zmieniły, niestety…
- Będzie pan w przyszłości dzielić życie między te dwa miejsca?
- Nie wiem co będzie. Mogę powiedzieć, że w tej chwili w Polsce podoba się mnie i mojej rodzinie. Ja gram w Górniku, dzieci chodzą do szkoły. W tym momencie nie chcemy nigdzie wyjeżdżać, ale… może się to zmieni za 2-3 lata? Ogólnie wszędzie, gdzie grałem, czuliśmy się jak w domu; czy to było w Londynie, w Monachium, w Japonii czy w Turcji. Wszędzie zawsze jako rodzina byliśmy razem i zawsze mieliśmy nasz dom. Ale tak: Śląsk tutaj i Kolonia tam to jest zawsze coś innego, szczególnego. I tu, i tam tata albo wujek zabierali mnie na – jeszcze stare – stadiony Górnika czy FC Köln, siadywaliśmy zwykle za bramką.
- Śląsk się zmienił od czasów pana dzieciństwa?
- Oczywiście. Katowice najbardziej, ale inne miasta też… Pamiętam, jak przed laty proszki i „szokolady” się tu z Niemiec woziło, bo były inne, lepsze. Ale teraz jest już w Polsce wszystko. Ale ja wciąż mam w przed oczami te kamienice, które zapamiętałem. Mieszkanie w Sośnicy, w którym żyli rodzice przed wyjazdem do Niemiec, wciąż mamy. Wciąż, wchodząc do klatki schodowej, czuję ten zapach, który był tam wtedy.
- A Kolonia? Są w niej miejsca szczególne, które odwiedza pan przy każdej wizycie?
- Poza klubem właściwie nie ma takich miejsc. Nie mieszkałem w samej Kolonii (Podolski wychował się w sąsiednim Bergheim – dop. aut.). Na treningi woził mnie najczęściej tata. Kiedy miałem jakieś pieniądze, żeby pojechać samemu pociągiem do Köln, byłem szczęśliwy. Ale musiałem je albo sam zdobyć, albo… ryzykować jazdę bez biletu. Dopiero więc kiedy dostałem pierwszy kontrakt, mogłem Kolonię poznać lepiej, pójść na kawę czy na obiad.
- Jak pan te pieniądze „zdobywał”?
- Czasem sprzedawałem na boku bilety na mecze otrzymywane z FC Köln. Zwykle zbierałem też na trybunach kubki i zwracałem je sprzedawcom za kaucją. Chodziły chyba po dwie marki, więc jak ich zebrałeś 50, to miałeś 100 marek i byłeś gość.
- Był w tamtych czasach ktoś taki, bez którego być może nie byłoby dziś pana w tym miejscu, w jakim pan jest?
- Pewnie mógłbym powiedzieć, że kimś takim jest Marcel Koller, który wziął mnie z juniorów do pierwszej drużyny FC Köln. Gdyby nie zadzwonił, nie kazał przyjść na trening seniorów, nie zabrał na obóz, moja droga byłaby zupełnie inna; przecież wtedy w zespole ligowym nie było – jak dziś – pięciu-sześciu juniorów; raczej jeden-dwóch. Ale wiem, że pomogło mi bardzo wielu ludzi, którzy niekoniecznie byli moimi trenerami. A może po prostu najważniejsze były te chłopaki pochodzące z różnych krajów, z którymi grałem na ulicach i robiłem zwykłe dziecięce psikusy i głupoty? Albo nasi rodzice – przecież tato przez lata woził mnie na treningi. Nie ma więc jednej takiej osoby; jest ich bardzo wiele.
- Pamięta pan moment w życiu, w którym zapadła decyzja: „Będę zawodowym piłkarzem”?
- To było moje marzenie od dziecka. Już jako 5-6-latek miałem koszulki piłkarskie – Barcelony czy Brazylii, za to Górnika nigdzie nie można było kupić, nawet jak się do Polski na wakacje przyjeżdżało… - i oglądałem mecze. Ale to jeszcze nic nie znaczy, bo takich jak ja było wielu. Musisz mieć stosowny mental, musisz być „głodny” sukcesu. Ja byłem. Dlatego nie zawahałem się ani przez chwilę, gdy wspomniany Marcel Koller powiedział mi: „Jedziesz z nami na obóz”. Można powiedzieć, że mentalnie… byłem już spakowany, bo czułem, że ten moment kiedyś przyjdzie. Najważniejsza – w każdym zawodzie! - jest właśnie pasja. Choć talent też jest potrzebny.
- Dzisiejsza akademia Górnika przypomina panu tamte czasy pierwszych treningów w Kolonii?
- Minęło od tamtej pory już prawie 30 lat, ale czasami mam wrażenie, że tamten ośrodek… i tak był lepszy od tego, co teraz mamy w Zabrzu. Ludzie w tej akademii i tak radzą sobie super w zestawieniu z infrastrukturą i warunkami finansowymi, jakie mają do dyspozycji. Nie mówię, że muszą być złote klamki i wszystko na tip-top, ale bez pewnych podstaw trudno realizować nawet najlepszą wizję i zachowywać najwyższą jakość szkolenia.
Lukasa Podolskiego cała prawda o Kolonii i o Zabrzu. Wali nią między oczy, wielu poczuje się zaskoczonych
- Kiedy FC Köln mówi – a mówi od dawna - że chciałoby pana u siebie w ważnej roli, a Jan Urban zauważa, że najlepiej byłoby, gdy Lukas Podolski kupił Górnika, to… można się poczuć jak między młotem a kowadłem!
- Zawsze mówiłem, że mam kontakty i dojścia, które mogłyby się przydać i tu, i tu. Ale trzeba to wszystko dogłębnie przemyśleć. W Górniku Podolski jest piłkarzem, Podolski jest ambasadorem, Podolski załatwia transfery i wiele innych rzeczy… Wszystko robię z pasją i sercem, a ludzie i tak marudzą. „Czemu ten transfer?”, „A czemu ten nie gra, a tamten gra?”, „A gdzie jest Bakis?” - i tak dalej. Jeżeli nie jesteś w środku i nie znasz wszystkich okoliczności, lepiej nic nie napisać i dać szansę działania ludziom pracującym w klubie, rozliczać ich po dwóch-trzech latach.
- Gorzkie te pańskie słowa...
- Bo jak to czytam, to już nie wiem, czy w ogóle wkładać energię w te moje działania i angażować się tak bardzo, skoro na koniec ludzie i tak to w du… mają. Może i dobrze, że do końca sezonu jeszcze sporo czasu. Mam czas, by pomyśleć. Dziś nie wiem, co będzie w maju przyszłego roku. I co zrobię później. Może zdecyduję się na dalsze granie, bo na razie po kilku meczach mam wrażenie, że wciąż radzę sobie nieźle. A może poczuję się „zajechany” i skończę z boiskiem?
- Kilka miesięcy temu zmieniły się władze miejskie w Zabrzu. Ma to jakiś wpływ na klub i pańską ewentualną decyzję?
- Poprzednie władze – moim zdaniem - nie czuły Górnika, nie znały się na piłce. Sam klub zaś był traktowany wyłącznie przez pryzmat korzyści politycznej, jaką może dać. Nabierały pożyczek, narobiły długów i jeszcze wiele innych trupów wypadło z szafek. Trzeba skończyć raz na zawsze z tymi związkami klubu z polityką! Tym bardziej, że – jak słyszę – na wiele innych rzeczy brakuje w mieście pieniędzy.
- Może więc rację ma „Sport-Bild”, kiedy pisze, że Lukas Podolski jednak wróci do Kolonii i obejmie tam ważną funkcję w klubie? I nawet pańskimi cytatami się podpiera!
- Jakimi? Że zobaczymy za pięć-dziesięć lat? Ja dziś mam tak dużo zajęć, że ani trochę się nue nudzę. Żadna funkcja na dziś nie jest mi potrzebna. Będzie co będzie, a w życiu można mieć różne fajne zajęcia. Poza tym może i owszem - FC Köln jest lepiej poukładany. Ale możesz mieć poukładany klub i możesz mieć kasę, ale sportowo nie każdy sezon musi ci się udać. To samo tyczy się Górnika: nowy inwestor czy nowy właściciel i nowe pieniądze wcale nie muszą oznaczać, że od razu zagrasz o coś wielkiego. Pracujmy powoli i cierpliwie: spłaćmy długi, opracujmy koncepcję – dobry pomysł na przyszłość… A nie że masz 10 kolejek sezonu za sobą i i już krzyczysz ze złością z trybun: „Górnik grać!”. Przez to upolitycznienie klubu straciliśmy 2,5-3 lata. Teraz trzeba ten stracony czas gonić. Moim marzeniem jest fajnie coś zbudować i być stabilnym klubem. Ale to trzeba robić mądrze i w sposób, jaki poznałem grając w innych klubach. Myślę, że takiej wizji mądrego budowania nie ma wiele klubów w Polsce. I to jest generalny i główny problem polskiej piłki. Legia na przykład powinna co roku grać jeśli nie w Lidze Mistrzów, to przynajmniej w jakimś innym pucharze. Bo ma wszystko. A od kiedy jestem w Polsce, nawet nie zdobyła tytułu mistrzowskiego!
- Legia – jak pan mówi – ma wszystko. A co ma Górnik?
- Nowy stadion, który – mam nadzieję – za moment będzie gotowy w całości. Ma kibiców. Ma ludzi kochających klub. Ma tradycję. To jest kapitał, który trzeba wykorzystać w przyszłości.
- A ma też charakter na boisku? Bo to może niepokoić, że najlepszym piłkarzem jest facet z „czterdziestką” na karku…
- Racja. Druga połowa meczu z Zagłębiem Lubin (0:1 – dop. aut.) nie pokazała, że jesteśmy głodni wygranej. Wszystko było takie powolne w naszej grze, nikt do sędziów nie mówił, nikt fauli nie robił. To są drobne, ale dla mnie ważne rzeczy. Kiedy wychodzę na gierkę na treningu – chcę wygrać. Kiedy wychodzę na mecz ligowy – tym bardziej chcę wygrać. Bo kocham wygrywać i wciąż jestem głodny wygrywania. Oczywiście są momenty, w których tego meczu wygrać nie dasz rady. Ale musisz chcieć. Nie patrz na kolegę, który akurat smutny albo mu się nie chce. Musisz być odpowiedzialny za siebie, wkładać w grę 100 procent. Jesteś zawodowcem, za to bierzesz pieniądze.
- A gdzie tkwi tajemnica tego, że w wieku prawie 40 lat wciąż jest pan najlepszy?
- W jakości piłkarskiej. W doświadczeniu. W mentalu. I w nastawieniu, o którym mówiłem. Myślę, że u nas w drużynie brakuje tego głodu wygrania meczu. Oczywiście, jest jeszcze kwestia przyjęcia piłki, wykończenia akcji. Z Lubinem mieliśmy dużo okazji, ja nic nie poradzę na to, że nie zostały wykorzystane. Mogę jednak powiedzieć: jak nie umiesz wykorzystać, to trenuj więcej takie rzeczy. Szkol się. Rób następny krok w rozwoju.
- Nie ma pan czasem ochoty „poszarpać” tych młodszych kolegów?
- Nie, nie, nie… Jestem impulsywny na boisku, lubię na nim pokrzyczeć. Ale nie będę krzyczeć w szatni, tylko po to, żeby kamery mnie nagrały i ktoś powiedział: „O, zobacz. Jaki ten Podolski ma fajny charakter, młodych ustawia”. Przed meczem czy w przerwie koncentruję się na swoich rzeczach.
Listen on Spreaker.